„W słowach papieża Franciszka na temat wojny Rosji przeciwko Ukrainie nie ma absolutnie nic gołosłownego. Ojciec Święty jasno i wyraźnie mówi o przemocy, cierpieniu, męczeńskim narodzie ukraińskim i o ofiarach cywilnych. Choć nie wymienia z imienia agresora, co jest mądrą tradycją Kościoła, to żadna inteligentna osoba nie ma chyba wątpliwości, słuchając czy czytając słowa Papieża, że kiedy mówi on o wojnie na Ukrainie to ma na myśli agresora, którym jest Rosja” – zaznacza Andrea Tornielli. W rozmowie z KAI dyrektor wydawniczy mediów watykańskich przypomina, że także św. Jan Paweł II nigdy w czasie swojego pontyfikatu, ilekroć interweniował przeciwko wojnie, nie nazwał po imieniu agresora. Mówi m. in. o wizycie Franciszka w rosyjskiej ambasadzie przy Stolicy Apostolskiej i zachęca tych, którzy nie rozumieją, bądź nie do końca ufają papieskim słowom i gestom, do „złapania częstotliwości” słów Papieża.
W tym przypadku, czy działania Papieża należy interpretować jako działania szefa państwa, czy głowy Kościoła, do tego jednego z największych autorytetów duchowych i religijnych świata? Jak zatem rozróżnić pomiędzy tym co należy do Boga, wiary, a tym czego oczekują ludzie?
Prawdą jest, że Papież jest szefem państwa, ale przede wszystkim jest przywódcą religijnym i pasterzem całego Kościoła katolickiego. Nie widzę u Papieża jakiegoś napięcia pomiędzy tymi dwoma elementami, ponieważ Papież mówi zawsze językiem Boga nawet wtedy, kiedy zwraca się do dyplomatów, kiedy przemawia do nich jako głowa państwa. Nigdy nie przestaje być pasterzem Kościoła. Wrócę jeszcze do gestu pójścia do ambasady rosyjskiej. To było typowe zachowanie pasterza Kościoła. Nie umniejszyło to w niczym prestiżu Papieża, ponieważ chrześcijanie mają naśladować Boga, który stał się człowiekiem i poniżył się aż do śmierci na krzyżu. Chrystus tym samym odrzucił jakąkolwiek formę ludzkiego prestiżu. Papież idzie tą samą drogą. Myślę, że byłoby dobrze, gdyby cały Kościół, a przede wszystkim biskupi, zrozumieli, że autorytet nie wynika z prestiżu, ale z radykalizmu życia Ewangelią. My chrześcijanie naśladujemy Boga, który wybrał niestosowanie przemocy, nie przeciwstawił się śmierci na krzyżu, chociaż był bez grzechu i wziął na siebie wszystkie ludzkie winy.
Papież pochodzi z Ameryki Łacińskiej, gdzie nadal trwa powszechna podejrzliwość wobec Stanów Zjednoczonych oparta na lewicowych poglądach. W tym kontekście niektórzy zarzucają Papieżowi, że kiedy prezydent USA Donald Trump zaczynał budowę muru na granicy z Meksykiem, to powiedział mu, że nie jest on chrześcijaninem. Jednak w kontekście wojny w Ukrainie nie zrobi tego w stosunku do Putina…
Takie obiekcje są zupełnie bez sensu. Inną rzeczą jest budowanie muru przeciwko migrantom, a czymś innym wojna. Nie można tego porównywać. W kontekście wojny Putina Papież powiedział o wiele więcej, a mianowicie, że jest to świętokradztwo. Każdy chrześcijanin musi promować pokój, a nie wojnę. Z punktu widzenia chrześcijańskiego wojna to świętokradztwo. Jeśli chodzi o pierwszą część pytania, o pochodzenie Papieża z Ameryki Południowej i że z tego powodu patrzy na Stany Zjednoczone w jakiś inny, zdystansowany sposób, naprawdę zaskakuje mnie to, i że to się pojawia w Polsce. Co powinniśmy zatem powiedzieć o św. Janie Pawle II? Że patrzył na Europę i na komunizm tylko oczami Polaka? To nie ma absolutnie sensu. Kiedy ktoś zostaje papieżem, oczywiście, że nosi w sobie bagaż swojego pochodzenia i historii, ale przestaje należeć wyłączenie do kraju swojego pochodzenia. Dzięki papieżowi z Polski mieliśmy szczęście patrzeć i oddychać w Europie dwoma płucami: wschodnim i zachodnim. Powtarzał to często pierwszy papież Słowianin. Niestety często zapomina się w Polsce, aby patrzeć na kapitalizm, na konsumpcjonizm oczami papieża z Polski, z dystansem i krytycyzmem. Większość pamięta tylko nauczanie Jana Pawła II przeciwko komunizmowi. Przypomnijmy, że Jan Paweł II był atakowany przez niektórych amerykańskich myślicieli, ponieważ w swoich pierwszych encyklikach społecznych za bardzo wyczuwało się jego polskie pochodzenie, zbyt mało krytycyzmu wobec kapitalizmu. Smutne to, że dzisiaj podobnie mówi się o papieżu Franciszku. Jeszcze raz podkreślmy, że wszyscy papieże na przestrzeni ostatniego stulecia wyrażali mocnym i zdecydowanym głosem sprzeciw wobec wojny. Powinniśmy być bardziej zaangażowani w promocję pokoju a nie wojny. Powinniśmy być bardziej zaangażowani w rozbrojenie, a nie „błogosławienie” broni. Tak powinniśmy robić.Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o słusznej obronie, ale stawia też precyzyjne warunki, zwłaszcza dzisiaj kiedy dostępna broń może zabić miliony osób. Kiedy Papież nazywa szaleństwem wyścig zbrojeń, dobrze byłoby, żeby wszyscy biskupi świata z Papieżem, który otrzymał specjalny charyzmat słowa, nie tylko w kwestiach wiary, ale i moralności, wspólnie głosili i praktykowali Społeczną Naukę Kościoła, która mówi jak budować sprawiedliwy i lepszy świat.