Z Malty papież spoglądał ku Ukrainie. Dziennikarzom powiedział, że jest gotowy pojechać do Kijowa, a plan takiej podróży „leży na stole”.
Papieska pielgrzymka na wyspę, której fenicka nazwa brzmi „bezpieczna przystań”, miała odbyć się dwa lata temu, jednak z powodu pandemii była dwukrotnie przekładana. – Nikt się nie spodziewał, że będą jej towarzyszyć ciemne chmury okrutnej wojny wiszącej nad światem – mówi maltański kardynał Mario Grech, wskazując, że temat światowego pokoju i trudna sytuacja migrantów zdominowały podróż. – Dramat wojny był widoczny dzięki setkom ukraińskich flag, jakie na spotkania z Franciszkiem przynieśli Maltańczycy, pracujący na wyspie Ukraińcy oraz ci, którzy w ostatnich tygodniach się u nas schronili – mówi abp Charles Scicluna. Przewodniczący episkopatu wskazuje na znaczenie napomnienia papieża, że „Europa musi wspólnie stawić czoło złożonemu problemowi migracji”, oraz na jego ostrzeżenie „przed zimnymi wiatrami wojny”. – Z naszej małej wyspy o wielkim sercu popłynęło przesłanie do całego świata, będące wołaniem o dialog, solidarność i gościnność – podkreśla abp Scicluna. Patrząc na zaangażowanie Polski, wskazuje, że ze względu na strategiczne położenie wyspy Maltańczycy doskonale wiedzą, jak wielką odpowiedzialnością i jednocześnie wielkim ciężarem jest długofalowe udźwignięcie problemu migracji, szczególnie gdy nie przychodzi wystarczające wsparcie ze strony europejskich struktur. Od pokoleń wyspa jest symbolem gościnności, co znalazło odbicie w zapożyczonym z Dziejów Apostolskich haśle 36-godzinnej podróży: „Okazywali nam niespotykaną życzliwość”. Papież odwiedził grotę, w której Apostoł Narodów mieszkał przez trzy miesiące, i modlił się, „aby nasze współczucie nie wyczerpywało się w pustych słowach, lecz rozpalało ognisko gościnności, która rozgrzewa serca i je jednoczy”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska