Życiu Ukrainek z krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego nie zagraża niebezpieczeństwo

Życiu matki i córki, które z ranami postrzałowymi i złamaniami kończyn trafiły do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, nie zagraża niebezpieczeństwo. Podczas wojny w Ukrainie 16-latka własnym ciałem zasłoniła brata, przez co sama doznała obrażeń.

W niedzielę wieczorem do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie została przywieziona, wojskowym helikopterem, czteroosobowa rodzina ukraińskich uchodźców. Ponad 40-letnia matka i 16-letnia córka z ranami postrzałowymi i złamaniami kończyn są hospitalizowane. Ojciec i syn nie są ranni, otrzymali tymczasowe zakwaterowanie i opiekę urzędu wojewódzkiego.

ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]

"Nie ma bezpośredniego zagrożenia życia tych osób, ale przewidziane jest długotrwale leczenie w Szpitalu Uniwersyteckim" – powiedział o matce i córce dyrektor placówki Marcin Jędrychowski podczas poniedziałkowego briefingu prasowego.

Zgodnie z relacjami wojewody małopolskiego Łukasza Kmity, który w poniedziałek rozmawiał z rannymi, rodzina pochodzi z okolic Kijowa, gdzie jej dom bliźniak został zbombardowany. Kiedy uciekali z kraju, ich samochód został ostrzelany. Heroiczną postawą wykazała się wówczas 16-latka, która własnym ciałem przykryła 9-letniego brata – dzięki temu nie odniósł on ran. Rodzinę do granicy w Hrebennem przywiozła już ukraińska karetka.

Według nieoficjalnych źródeł prokuratura planuje przesłuchać tę rodzinę – ma to służyć dokumentacji zbrodni wojennych.

W małopolskich szpitalach hospitalizowanych było już co najmniej 500 osób. NFZ płaci szpitalom za usługi medyczne. "Nie pieniądze są najważniejsze – najważniejsze są dobre serca lekarzy, pielęgniarek, wszystkich tych, którzy tworzą system ochrony zdrowia w Małopolsce" – podkreślił wojewoda. Jak poinformował, praktycznie we wszystkich małopolskich szpitalach są uchodźcy, których stan zdrowia jest różny.

Tylko Szpital Uniwersytecki w Krakowie pomógł kilkudziesięciu uchodźcom – chodzi o hospitalizacje w ramach kontynuacji leczenia, w tym onkologicznego i hematologicznego, o zabiegi chirurgiczne, przyjęcia ambulatoryjne, opiekę nad kobietami w ciąży, wsparcie psychologiczne. Matka z 16-letnią córką, przywiezione w niedzielę, były pierwszymi ofiarami wojennymi, z rannymi odniesionymi w Ukrainie, w Szpitalu Uniwersyteckim.

Małopolskie szpitale spodziewają się w kolejnych dniach, tygodniach kolejnych uchodźców. Do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie ofiary wojny będą najprawdopodobniej transportowane śmigłowcami wojskowymi, ponieważ placówka ta ma lądowisko, mogące przyjmować ciężkie wojskowe helikoptery.

"To duże wyzwanie organizacyjne" – powiedział wojewoda i podkreślił, że w obliczu przeciążenia jednego szpitala ukraińscy pacjenci będą trafiać do innych szpitali. Dyrektorzy małopolskich lecznic, z którymi wojewoda rozmawiał w poniedziałek, zadeklarowali gotowość do przyjęcia ofiar wojny. Do szpitali pacjenci trafiają też drogą lądową – z punktów medycznych zlokalizowanych na granicy w województwie podkarpackim i lubelskim. Jeśli chodzi o pacjentów pediatrycznych, to od wybuchu wojny wielu przyjmuje Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie (USDK). Dotychczas placówka ta pomogła ponad 350 chorym, w tym blisko 140 było hospitalizowanych, a obecnie na oddziałach przebywa ok. 30 dzieci.

"Ten trend rośnie. Niestety zaczynają pojawiać się dzieci z poważnymi ranami wojennymi. To wymaga od wszystkich, całego personelu, zaangażowania i dobrej organizacji. Jest wiele wyzwań - nie będę ukrywał. Tym bardziej że sytuacja finansowa (szpitala-PAP) nie poprawiła się spektakularnie" – powiedział dyrektor USDK Wojciech Cyrul. Dopytywany przez dziennikarzy o stan zdrowia dzieci, odpowiedział, że są to pacjenci z chorobami przewlekłymi, onkologiczni i hematologiczni, ale i są osoby, które wymagają amputacji kończyn.

Zdaniem Cyrula na razie "wydaje się", że sytuacja jest pod kontrolą.

« 1 »
TAGI: