Losy wojny z ludzkiej strony zależą od determinacji i możliwości militarnych obrońców, od potencjału i taktyki najeźdźców, od liczby wojska, dostaw broni, od sankcji, dyplomacji… A wszystko to razem od modlitwy.
Jest w Drugiej Księdze Kronik opis zdumiewającej historii, która zdarzyła się z górą osiem wieków przed Chrystusem. Było tak: Moabici i Ammonici, zebrawszy wielkie wojsko, szli na Jerozolimę. Na wieść o tym przerażony król judzki Jozafat „zwrócił się o pomoc do Pana. Ogłosił też post w całej ziemi judzkiej”. Lud zebrał się przed świątynią, a król w obecności wszystkich wzniósł modlitwę: „Boże nasz, czy nie osądzisz tego? Jesteśmy bowiem bezsilni wobec tego ogromnego mnóstwa, które na nas napadło. Nie wiemy, co czynić, ale oczy nasze zwracają się ku Tobie”. Wtem w proroczym natchnieniu odezwał się Jachazjel, lewita: „Tak do was mówi Pan: Nie bójcie się i nie lękajcie tego wielkiego mnóstwa, albowiem nie wy będziecie walczyć, lecz Bóg. […]Jednakże stawcie się, zajmijcie stanowisko, a zobaczycie ocalenie dla was od Pana”. Na te słowa król i wszyscy pozostali upadli na kolana i zaczęli wielbić Boga. Nazajutrz niewielka armia królestwa Judy wyruszyła na spotkanie wroga. Ale w jakim szyku! Król „poradziwszy się ludu, ustanowił śpiewaków dla Pana, by idąc w świętych szatach przed zbrojnymi wysławiali Go, śpiewając: Wysławiajcie Pana, albowiem na wieki jest Jego łaskawość”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak