Od początku wojny mamy w parafii dwa schrony. Jednym jest świątynia w budowie, pod której konstrukcją ukrywa się część ludzi. Reszta ludzi przebywa stale w naszym domu parafialnym, w kaplicy, a kiedy w nocy jest alarm powietrzny, schodzą do piwnicy pod domem parafialnym - mówi w rozmowie z ukraińskim portalem CREDO paulin, o. Roman Laba.
Jak wyjaśnia paulin z miejscowości Browary, zbombardowanej nad ranem 24 lutego, w jego parafii pozostało obecnie ok. 20 osób. Pozostali, dzięki "paulińskiej solidarności" schronili się w Kamieńcu Podolskim, w Częstochowie, a niektórzy dotarli nawet na tereny Niemiec. Potwierdza też, że paulini z Mariupola ojcowie Paweł Tkaczyk i Paweł Tomaszewski dotarli bezpiecznie do Kamieńca Podolskiego, gdzie przebywają w paulińskiej wspólnocie.
Pytany o to, jak obecnie wygląda życie w Browarach, zakonnik mówi, że we wtorek zaostrzyły się tam walki i, że słychać ostrzały artyleryjskie. Pomimo niebezpieczeństw, stara się odwiedzać chorych i tych wiernych, którzy nie są w stanie dotrzeć na nabożeństwa. Jest też blisko żołnierzy. "Służymy naszemu wojsku i obronie terytorialnej. Jeśli chcesz porozmawiać albo się wyspowiadać, jesteśmy gotowi. Sami udajemy się do żołnierzy albo oni przychodzą do nas, na różne sposoby. Spotykamy się w punktach kontrolnych, w bazach" - wyjaśnia kapłan, który od roku 2014 dziesięciokrotnie odwiedzał wschodnią Ukrainę, pogrążoną w wojennym kryzysie.