Co nam grozi w związku z ostrzałem elektrowni atomowej w Zaporożu?

Wyjaśnia dr Tomasz Rożek, szef działu Nauka „Gościa”.

Ukraiński Państwowy Inspektorat Regulacji Energetyki Jądrowej poinformował, że ostrzelana w czwartek elektrownia jądrowa w Enerhodarze została zajęta przez rosyjskie siły wojskowe. W wyniku rosyjskiego ostrzału wybuchł tam pożar.

Dziś Państwowa Agencja Atomistyki (PAA) zapewniła, że Sytuacja radiacyjna w Polsce pozostaje w normie. A na terenie elektrowni nie odnotowano wzrostu poziomu promieniowania. PAA powołała się na ukraiński dozór jądrowy.

Czy w związku z ostrzałem elektrowni atomowej możemy mieć w Polsce powody do niepokoju?

– Nie ma żadnych dowodów, które wskazywałyby na jakikolwiek wzrost zagrożenia związanego z promieniowaniem. W związku z tym nie ma powodów, żeby kupować i pić płyn Lugola – mówi Tomasz Rożek, szef działu Nauka „Gościa Niedzielnego”.

ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco] 

– Reaktory znajdują się w budynkach, które wytrzymują ostrzał tradycyjną amunicją. Taki reaktor jest w półkolistym, bardzo mocno zbrojonym budynku. Testy pokazują, że nawet gdyby uderzył w niego samolot, ten budynek powinien to przetrwać. Powtarzam, ostrzał z tradycyjnej artylerii nie jest w stanie tego naruszyć – dodaje Rożek.

Fizyk wyjaśnia też, że elektrownia jądrowa nie może – ze względu na fizykę – wybuchnąć tak, jak bomba jądrowa. Jaki byłby zatem możliwy czarny scenariusz? – W najgorszym wypadku może dojść do rozszczelnienia reaktora. Władze ukraińskie zapewniają, że te reaktory są już wyłączone. Gdyby nawet doszło do rozszczelnienia, miałoby miejsce bardzo lokalne podwyższenie promieniowania – mówi Tomasz Rożek.

– Sam fakt strzelania czymkolwiek w pobliżu elektrowni jądrowej to dowód wielkiej lekkomyślności ze względu na panikę, jaką może to wywołać. Nie wykluczam, że cała akcja jest wyłącznie po to, żeby wzbudzić strach i panikę – stwierdza dziennikarz GN.

 

ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco] 

« 1 »

PS