Wojna nie jest konieczna, by ludzie stawali się lepsi.
Módlmy się o nawrócenie Rosji za wstawiennictwem Niepokalanego Serca Maryi – taką intencję usłyszałam na jednej z Mszy Świętych w intencji pokoju na Ukrainie. To konkretne wezwanie: o przemianę sumień i nawrócenie Rosji, przede wszystkim jej przywódców! Brzmi kuriozalnie – ktoś powie. Bo jak człowiek opętany złymi intencjami może zwrócić się do Boga i działać inaczej niż dotąd? A jednak wierzymy, że taka modlitwa ma sens. Czyż nie o to Matka Boża prosiła sto lat temu podczas objawień fatimskich?
W takim czasie jak wojenna pożoga modlitwa płynie do nieba strumieniami. To wynika z głębokiego przekonania Kościoła, że modlitwa, która jest podstawą naszych relacji z Bogiem, pozostaje też kołem ratunkowym, by na co dzień zachować nadzieję, męstwo, ale też miłość, przebaczenie. Bez niej „wszystko psu na budę”, jak pisał ks. Twardowski.
Dlatego tak prawdziwie brzmią słowa płynące z ust duchownych greckokatolickich, katolickich i prawosławnych, którzy zapewniają, że Ukrainy nie opuszczą. Że pozostaną na posterunku, także na posterunku modlitwy, do końca. Arcybiskup Szewczuk, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, ogłosił, że Msza Święta będzie sprawowana nie tylko w kościołach. Kapłani udadzą się do podziemnych schronów, aby odprawić Boską Liturgię. „Kościół Chrystusowy przyniesie eucharystycznego Zbawiciela tym, którzy są w krytycznych momentach” – mówił.
I co jest ważne: wiara i modlitwa inspirują do działania. To zadziwiające, jak wiele serc otwarło się na widok cierpienia spowodowanego rosyjską inwazją. Chodzi nie tylko o cenne akcje nagłośnione w mediach, ale i o proste odruchy serca, by przyjąć uchodźców, pomóc im. Czy też o przełamanie się jak ta osoba na wschodzie Polski, której dziadkowie zginęli kiedyś w rzezi wołyńskiej: walczyła ze sobą, czy otworzyć drzwi swego domu dla ukraińskiej rodziny. Otworzyła – i poczuła wielką ulgę przebaczenia. „Ażeby z tej śmierci wyrosło dobro, tak jak z krzyża zmartwychwstanie” – głosił Jan Paweł w Watykanie w 1984 roku, na wieść o straszliwej męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Wojna to tragedia. Nie jest ona konieczna, by ludzie stawali się lepsi. Ale to paradoks, że i ze śmierci może narodzić się dobro…•
Milena Kindziuk