Podatnicy płacą 407 tys. euro rocznie za personel pracujący w biurze byłego kanclerza Gerharda Schroedera (SPD) - potwierdziła w piątek Kancelaria Niemiec. Nawet wśród socjaldemokratów pojawiają się głosy przeciwne utrzymywaniu biura "lobbysty Putina" z pieniędzy niemieckich podatników - pisze "Die Welt".
Na wydatki, związane z zatrudnieniem personelu w biurze byłego kanclerza Gerharda Schroedera (SPD), z budżetu państwa popłynęło w zeszłym roku 407 tys. - poinformowała Kancelaria Niemiec na zapytanie posłów frakcji Lewicy.
Schroeder, wieloletni przyjaciel rosyjskiego przywódcy Władimira Putina, jest szefem rady nadzorczej rosyjskiego państwowego koncernu energetycznego Rosnieft, ponadto zajmuje kierownicze stanowiska w Nord Stream i Nord Stream 2. Rosyjski koncern państwowy Gazprom poinformował niedawno, że Schroeder został kandydatem do rady nadzorczej.
Schroeder był kanclerzem Niemiec od 1998 do 2005 roku. Ostatnio wywołał oburzenie swoimi wypowiedziami, komentującymi kryzys na Ukrainie. Skrytykował m.in. żądania Ukrainy dotyczące dostaw broni, nazywając je "wymachiwaniem szabelką".
Kanclerz Olaf Scholz (SPD) skomentował tę wypowiedź, podkreślając, że Schroeder "nie wypowiada się w imieniu rządu federalnego".
"Byłoby pomocne, gdyby ktoś z SPD poprosił go (Schroedera - PAP) o dobrowolną rezygnację z urzędu, finansowanego przez państwo" - powiedziała Marie-Agnes Strack-Zimmermann, parlamentarzystka z FDP, uzasadniając: "Były kanclerz jest lobbystą Władimira Putina i interesów rosyjskiego przemysłu energetycznego".
Nawet niektórzy politycy z jego rodzimej SPD zdystansowali się od wypowiedzi Schroedera i jego poczynań.
"Powinien po prostu się zamknąć" - skomentowała Wiebke Esdar (SPD).
"To bardzo niedobrze, że były kanclerz jest na liście płac Putina" - powiedział Rudolf Dressler (SPD), podkreślając, że zachowanie Schroedera jest "żenujące".