„My ciebie chrzcimy” – takich słów używał podczas udzielania chrztu amerykański kapłan. Zamiana jednego, krótkiego słowa to jednak nie błąd gramatyczny, ale zaprzeczenie teologii tego sakramentu.
Kilka dni temu media obiegła informacja, że ks. Andres Arango posługujący w Phoenix w stanie Arizona przez ponad 20 lat udzielał nieważnych chrztów. Sprawując ten sakrament ks. Arango posługiwał się formułą: „my ciebie chrzcimy” zamiast „ja ciebie chrzczę”. Kiedy sprawa wyszła na jaw, biskup Thomas J. Olmsted, ordynariusz diecezji Phoenix, poinformował, że wszystkie osoby, które przyjmowały chrzest z rąk tego kapłana, są ochrzczone nieważnie, a co za tym idzie, nieważnie przyjęły także wszystkie kolejne sakramenty.
To nie pierwsza tego rodzaju sytuacja. Amerykański kapłan, ks. Matthew Hood, oglądając video z własnego chrztu zauważył, że wypowiadający formułę chrzcielną diakon również użył formuły „my ciebie chrzcimy”. Władze kościelne stwierdziły, że przyjęty przez niego chrzest był nieważny, przez co wszystkie inne sakramenty, które przyjął, również nie były ważne. Co więcej – ponieważ nieważne były także jego święcenia kapłańskie, to również te sakramenty, które sprawował już jako kapłan, nie zaistniały, ponieważ nie miał władzy ich udzielania.
6 sierpnia 2020 roku Kongregacja Nauki Wiary wydała notę doktrynalną, w której jasno określiła, że chrzest udzielany formułą „my ciebie chrzcimy” jest nieważny. Dlaczego zmiana jednego słowa powoduje tak daleko idące konsekwencje?
– Sakramenty mają określoną formułę – do każdego z nich przynależą określone rzeczy i słowa, które muszą się pojawić, żeby mógł on zaistnieć. Kościół nazywa to formą i materią sakramentu – wyjaśnia ks. Jacek Lewiński, wykładowca liturgiki w Wyższym Seminarium Duchownym w Koszalinie. – Sakramenty ustanowił Pan Jezus, a Kościół dookreślił ich przebieg. W przypadku chrztu potrzebna jest woda i konkretne słowa: „ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Chrzest musi być udzielony w imię Trójcy Świętej a formuła musi być wypowiedziana w liczbie pojedynczej. Tym, który przyjmuje do Kościoła, jest Chrystus posługujący się konkretnym człowiekiem, szafarzem sakramentu. W soborowej Konstytucji o Liturgii Świętej czytamy: „gdy ktoś chrzci, sam Chrystus chrzci”. Jezus posługuje się szafarzem sakramentu jako „narzędziem” – tłumaczy kapłan.
W przypadku księdza Arango do głosu doszło prawdopodobnie przeakcentowanie roli wspólnoty Kościoła – słowo „my” miało najwyraźniej oznaczać wszystkich wierzących w Chrystusa. Jest to jednak błędne rozumienie istoty sakramentu, bo to nie wspólnota w nim działa, tylko sam Chrystus.
- To nie jest kwestia jednego słowa. Nie chodzi o niewolnicze trzymanie się wyrazów, ale o teologię, która jest w nich zawarta – podkreśla ks. Lewiński. – Szafarz sakramentu – którym nie musi być kapłan! – działa „in persona Christi”. Zatem to Chrystus jest Tym, który włącza do Kościoła – dodaje.
Ponieważ ks. Arango przyznał, że formułę „my ciebie chrzcimy” stosował konsekwentnie od lat, wszystkie osoby, które przyjęły od niego chrzest, muszą zostać ochrzczone ponownie, muszą także powtórzyć sakrament bierzmowania. Nasuwa się jednak pytanie o los ochrzczonych przez niego wiernych, którzy już nie żyją – formalnie zmarły zatem jako nieochrzczone.
– Wiemy, że normalną drogą do zbawienia jest przyjęcie chrztu. Ale Pan Bóg znajdzie inne sposoby dla człowieka, wierzymy, że jeśli ktoś nie ze swojej winy nie poznał Ewangelii, ale żył zgodnie z sumieniem, może zostać zbawiony. Tym bardziej więc w sytuacji, kiedy ktoś bez swojej świadomości został nieważnie ochrzczony – powierzamy go Bożemu miłosierdziu, wierząc, że dla Pana Boga brak chrztu nie będzie stanowił przeszkody – tłumaczy liturgista.
Zobacz też:
Agnieszka Huf Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia pedagog i psycholog, przez kilka lat pracowała w placówkach medycznych i oświatowych dla dzieci. Absolwentka Akademii Dziennikarstwa na PWTW w Warszawie. Autorka książki „Zawsze myśl o niebie: historia Hanika – ks. Jana Machy (1914-1942)”.