COVID-19. Bratobójczy ogień

COVID-19 to bardzo podstępna choroba. Nie umiera się na nią wyłącznie z powodu rozpanoszenia się wirusa w płucach. Jest ważniejsza przyczyna.

W uproszczeniu tą ważniejszą przyczyną śmierci jest bratobójczy ogień (ang. friendly fire), wywołany przez żołnierzy naszego układu odpornościowego. Czym jest bratobójczy ogień na wojnie? Ma on miejsce wtedy, kiedy żołnierze tej samej armii, zmyleni czy zagubieni w walce, strzelają do swoich kolegów. Może to być źle pokierowany we mgle atak artyleryjski, czy bombardowanie swoich własnych pozycji. W COVID-19 dzieje się podobnie. Jeśli atak wirusów nie zostanie szybko zakończony, to komórki układu odpornościowego chorej osoby zaczynają niszczyć swój własny organizm, a nawet siebie nawzajem. Ten wirus z pewnością je do tego nakłania.

W walce z COVID-19 pomagają więc i maseczki, i szczepienia. Maseczki to bardzo prowizoryczna zapora, słabe zasieki. Jednak ograniczają dostęp do naszego organizmu wirusom - przedostanie się ich mniej, a efekt dawki wirusa koreluje ze śmiercią bardziej niż wiek.  Szczepienia pomagają stworzyć „żołnierzy”, którzy obsadzają bunkry i okopy. Owszem, jeśli upływa więcej czasu od szczepienia, to ci żołnierze z okopów czy bunkrów przechodzą powoli do koszar, żeby odpocząć. Nie mogą trwać latami w ciągłej gotowości. Jednak odpoczywając w koszarach czekają na pierwszy sygnał, żeby wrócić na swoje pozycje. Jeśli uda im się pokonać szybko wirusy, to nie ma szans na bratobójczy ogień, bo przeciwnik nie dostaje się między szeregi naszych żołnierzy.  Owszem są leki, które pomagają, ale inne, kiedy walka jest kierowana prawidłowo na początku, a inne, kiedy wróg już sprowokuje do bratobójczego ognia. Szczepienia przeciwko COVID-19 uchronią przed śmiercią ponad milion Europejczyków, a przed hospitalizacją dziesiątki milionów.

Bardzo frapujące jest jednak to, że COVID-19 jako patogen potrafi stworzyć analogiczne zagrożenie w społeczeństwie, jak w jednym organizmie. Mamy wówczas do czynienie z drugą, równoległą zarazą, która również prowadzi do bratobójczego ognia, ale wśród Polaków. W dłuższej perspektywie może to być epidemia nawet groźniejsza. Albert Camus pisząc Dżumę nie myślał tylko o biologicznej zarazie, myślał głównie o zarazach społecznych:

I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka i żeby go nie zakazić.

Czy wezwanie do nadstawienia drugiego policzka nie jest wezwaniem do przerwania transmisji zarazy? Jeśli ktoś nie przerwie tego łańcucha zdarzeń, przyjmując na siebie zło, ale będzie oddawał cios za ciosem – albo co gorsza – uderzy w następnych słabszych, to z pewnością dojdzie do transmisji zła. Może to być cios w lekarza, który zachęca do szczepień, ale również w osobę, która naprawdę nie może się zaszczepić.

Niestety wydaje się, że choroba społeczna weszła w drugą fazę, kiedy zaczyna się bratobójczy ogień. Potrzebujemy więc szczepienia zarówno przeciwko COVID-19, jak i przeciwko wzajemnej wrogości. Tam gdzie program szczepień zakończył się sukcesem, zniesiono restrykcje, które są włącznikiem wrogości i powodują różne dramaty, nie wywoływane bezpośrednio przez COVID-19.


Autor prof. dr hab. Piotr Rieske jest biotechnologiem, analitykiem medycznym, kierownikiem Zakładu Biologii Nowotworów Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, członkiem Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych przy KEP.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Rieske