Śledztwo przeprowadzone przez dziennikarzy "New York Timesa" wykazało, że nawet 85 proc. badań prenatalnych daje fałszywe wyniki, zawyżając lub zaniżając ryzyko wstąpienia wad rozwojowych u nienarodzonych dzieci, co może stanowić dla nich wyrok śmierci. Istnieje obawa, że rodzice, decydując się na aborcję, mogą nie mieć świadomości, że ich dziecko jest zupełnie zdrowe.
Według Amerykańskiego Stowarzyszenia Położników i Ginekologów Pro-Life kobiety w ciąży były wprowadzane w błąd. Mówiono im, że ich krew pobrana w pierwszym trymestrze pozwoli na wykrycie z niezwykłą dokładnością poważnych problemów genetycznych u ich nienarodzonych dzieci. Śledztwo dziennikarzy "New York Timesa" udowodniło, że firmy przeprowadzające badania okłamywały swoje klientki.
Dodatkowo, jak podkreśla liderka amerykańskiego Marszu dla Życia Jeanne Mancini, w wypadku złych wyników testów, rodzice nie tylko nie otrzymywali koniecznego wsparcia, przygotowującego ich do radzenia sobie z problemami zdrowotnymi ich dzieci, ale także żadnych informacji o możliwościach potencjalnego leczenia. Zamiast tego jako jedyne rozwiązanie oferowano im aborcję.
Badania prenatalne, mające wykrywać takie schorzenia jak zespół Downa, są przeprowadzane od dziesięcioleci. Uznawane są za pewne i miarodajne. W niektórych krajach aż 95 proc. nienarodzonych, u których zdiagnozowano tę wadę genetyczną, poddawanych jest aborcji. „To kultura odrzucenia w praktyce” – napisał na Twitterze ks Matthew Schneider, działacz pro-life, nawiązując do słynnego określenia Papieża Franciszka.
Aborcja w ubiegłym roku była najczęstszą przyczyną zgonów na świecie. Odpowiada aż za 42 proc. wszystkich śmierci. W 2021 r. zamordowano 42,6 mln nienarodzonych dzieci. Dla porównania, w tym samym okresie na Covid zmarło 3,5 mln ludzi. „To przerażające, że te badania wykorzystywane są jako dodatkowe usprawiedliwienie dla aborcji. Każde dziecko, niezależnie od jego stanu zdrowia, zasługuje na życie” – napisała na Twitterze działaczka pro-life Lila Rose.
Łukasz Sośniak SJ