Wizyta nowego kanclerza Niemiec w Polsce potwierdziła, że jesteśmy bardzo bliskimi sobie sąsiadami, których zarazem dzieli niemal wszystko, co ważne dla obu stron.
To pewien paradoks, który nie ma – moim zdaniem – żadnej analogii w relacjach dwustronnych w Europie. Zazwyczaj sytuacja jest w miarę czytelna: albo państwa są swoimi zagorzałymi konkurentami czy wręcz wrogami (ewentualnie ich stosunki są bardzo oziębłe), albo zbieżność interesów jest na tyle duża, że można mówić o strategicznym partnerstwie czy wprost przyjaźni. Wprawdzie niektórzy twierdzą, że ta ostatnia kategoria w polityce międzynarodowej raczej nie występuje (Winston Churchill mawiał, że Wielka Brytania nie ma przyjaciół, tylko interesy), ale jest ona chyba wyrazem naturalnej potrzeby, by to, co normalne w relacjach międzyludzkich, przekładało się na relacje międzypaństwowe.
W przypadku relacji polsko-niemieckich można powiedzieć, że nie mieszczą się one w żadnej z dwóch „czarno-białych” kategorii. Nie jest na pewno tak, jak w przypadku relacji polsko-rosyjskich, w których jedna ze stron od dawna prowadzi otwarcie nieprzyjazną politykę wobec sąsiada, gdzie nie ma miejsca nie tylko na zbieżność interesów, ale nawet na jakiś minimalny wspólny mianownik w ocenie bolesnych ran z historii dalszej i bliższej. Nie jest też z nami – z drugiej strony – tak, jak w przypadku relacji niemiecko-francuskich, gdzie silny sojusz i zbieżność wizji tylko w niektórych punktach różnią Paryż i Berlin, ale co do istoty tworzą one w miarę zgodny tandem.
W relacjach Polski z Niemcami wytworzyło się coś, co można by nazwać nierozwiązywalną niezgodnością bardzo bliskich sobie partnerów. Bliskich, bo jedni potrzebują drugich, co pokazują nawet suche dane dotyczące wymiany handlowej. Bliskich, bo mimo historycznych zaszłości jest baza do budowania wspólnego partnerstwa opartego na przyjaźni, ponieważ Niemcy dokonały rozliczenia – w wymiarze moralnym – z nazistowską przeszłością (nie mówię o kwestii reparacji, bo to już jeden z punktów w protokole rozbieżności). Polska potrzebuje Niemiec, by grać w pierwszej lidze dużych krajów europejskich, Niemcy potrzebują Polski, by ta nie „odciągała” innych europejskich państw od niemieckiej wizji integracji.
I tu właśnie zaczyna się cała lista rozbieżności, które sprawiają, że choćby Olaf Scholz okazał się najsympatyczniejszym i najbardziej życzliwym Polakom kanclerzem w historii Niemiec, nie będzie żadnego przełomu w relacjach z Polską. Dzieli nas niemal wszystko, co kluczowe w polityce obu państw: wizja i kierunek integracji europejskiej, stosunek do neoimperialnej polityki Rosji, polityka bezpieczeństwa, solidarność energetyczna (lub jej brak).
Zarazem Olaf Scholz podczas wizyty w Polsce okazał się jeszcze wytrawniejszym wykładowcą niemieckiej Realpolitik niż perfekcyjna, jak dotąd, pod tym względem Angela Merkel. Dobrą ilustracją tej sprawności była jego odpowiedź na pytanie jednego z dziennikarzy o stosunek do rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2, który jest sztandarowym przykładem całkowitej rozbieżności interesów między naszymi państwami. „Za 25 lat – mówił Scholz – świat będzie wyglądał zupełnie inaczej, także pod względem znaczenia gazu. Niemcy staną się wówczas neutralne dla klimatu i nie będą już potrzebować gazu do ogrzewania”. Krótko mówiąc: Niemcy nie chcą zrezygnować z tego projektu (choć Berlin „straszy” Moskwę zamrożeniem gazociągu w przypadku agresji na Ukrainę), ale zarazem „uspokajają” Polskę, że za 25 lat i tak nie będzie on miał znaczenia. Dyplomatyczny majstersztyk, pokazujący, że w osobie Scholza polskie władze będą miały może i przyjaznego w deklaracjach i gestach partnera, ale w sprawach kluczowych trudno liczyć na znalezienie wspólnego mianownika.
W gruncie rzeczy wielka szkoda, że jesteśmy skazani na granie w dwóch różnych drużynach, choć w wielu sprawach gramy przecież do jednej bramki. Być może polsko-niemieckie relacje zostaną kiedyś uznane za jeden z największych przypadków „zmarnowanego talentu” w relacjach międzynarodowych: bliskich i skazanych na siebie sąsiadów, których zarazem „musi” dzielić tak wiele. •
Jacek Dziedzina