Mówi ks. prof. Andrzej Muszala.
A jak rozumieli to wielcy mistrzowie duchowi idący za św. Janem?
Dobrym przykładem jest św. Teresa z Lisieux, która w swoich „Rękopisach” zanotowała, że wiele światła czerpała z dzieł hiszpańskiego karmelity i w wieku 17-18 lat nie miała – obok Pisma Świętego – innego pożywienia dla ducha. Ukazuje ona swoim życiem, jak w małych rzeczach iść za tym, co trudniejsze, a nie za tym, co łatwiejsze.
Na przykład, opisuje swoją służbę wobec współsiostry-staruszki, którą trzeba było każdego wieczora zaprowadzić do refektarza. Nikt nie chciał się tego podjąć. Teresa zrozumiała wówczas, że jest to jej zadanie. Traktowała tę starszą kobietę z wielką cierpliwością, nieraz wysłuchując jej złośliwych uwag, na które odpowiadała zwykle uśmiechem. Każdy z nas w takiej sytuacji pewnie by się zirytował i powiedział: „Nie dość, że ci pomagam, to jeszcze narzekasz!” Teresa tak nie mówiła. Była cierpliwa, oddawała wszystko Bogu. I to właśnie jest przezwyciężanie własnej natury.
W życiu duchowym chodzi o małe rzeczy wykonywane z wielką miłością. Może wyobrażamy sobie, że zaparcie się siebie, o którym pisze św. Jan od Krzyża, polega na jakiejś kulturystyce duchowej, noszeniu włosienicy, spaniu na gwoździach. Nie, nic z tych rzeczy! Chodzi o codzienną służbę, gdy człowiek jest zmęczony, o dobre słowo, gdy ciśnie nam się na usta złośliwa uwaga. Chodzi o modlitwę w ciszy, gdy chcielibyśmy tylko patrzeć w internet lub oglądać telewizję. W małych rzeczach człowiek konstruuje swoją osobowość, bezinteresowność, dar z siebie, arcydzieło ducha. To czysta Ewangelia.
Kiedy Jan od Krzyża mówi o wybieraniu raczej utrapień niż pociech duchowych, to czy chodzi mu o pociechy duchowe takie, jak radość czy pokój, które nieraz towarzyszą modlitwie? Czy to ich mamy unikać? Czy chodzi mu raczej o unikanie pociech, jakie niosą np. doznania estetyczne podczas koncertu, seansu filmowego itp.?
To zależy od kontekstu. Jan raz pisze o pociechach duchowych, innym razem o pociechach zmysłowych. Do pociech, które mogą nas duchowo zamknąć w sobie, zalicza m.in. te towarzyszące modlitwie. Niech pan zauważy, że ludzie usilnie poszukują dziś pociech na modlitwie. Pragną, aby Bóg ich umocnił, napełnił jakąś „mocą”, powalił na podłogę. Żeby doświadczyli czegoś nadzwyczajnego. A jeśli się im to nie przytrafia, to uważają, że dana grupa modlitewna jest słaba, że nie dostarcza im odpowiednich doznań i trzeba znaleźć inną.
To jest u nas bardzo rozpowszechnione. Jan nazywa to łakomstwem duchowym („Noc ciemna”, rdz. 3.). Na modlitwę nie idziemy dla siebie, lecz aby oddać się Bogu i niczego innego nie pragnąć, jak tylko tego, by spełniła się Jego wola w nas.
Zapomnienie o sobie bynajmniej nie oznacza przekreślenia radości z życia. Jan od Krzyża potrafi cieszyć się małymi sprawami, podziwiać piękno przyrody, pisze wspaniałe poezje. Równocześnie, gdy doradza unikanie pociech, ma na myśli wystrzeganie się pochwał, własnej chwały, brylowania, szukania łatwego życia i pierwszego miejsca.
On chce, abyśmy oderwali się od koncentracji na sobie, także w życiu duchowym. Największą radością jest, według niego, pozostać ukrytym. W przeciwnym razie – jak mówił Jezus – "odebraliśmy już swoją nagrodę". Nie oszukujmy się: podobnie jak uczeni w Piśmie, lubimy być docenieni, poważani, hołubieni. Tymczasem powinniśmy robić wszystko jak najlepiej, a zarazem starać się pozostać w ukryciu, by tylko Jezus to widział. A może nawet jeszcze więcej: jakby nawet On miał o tym nie wiedzieć. Mielibyśmy wówczas do czynienia z czystą bezinteresownością. Janowi chodzi o miłość doskonałą.
Z drugiej strony, mamy bardzo wielu ludzi, którzy czują się znękani, są na skraju wyczerpania. Może droga św. Jana nie jest dla nich, bo wejście na nią mogłoby się dla nich skończyć źle? Może najpierw trzeba doznać trochę pociech, żeby kiedyś móc wejść na taką trudną drogę?
Nie jestem psychologiem, nie znam się na tych sprawach. Trudno mi tu coś powiedzieć. Jednakże człowiek nieraz popada w stan jakiegoś smutku właśnie dlatego, że za bardzo szuka siebie. Jest tak skoncentrowany na sobie, że kiedy dozna jakiejś porażki, to popada w kompletną ruinę duchową. Oczywiście, nie osądzam nikogo. Ale obecnie niejedna porażka urasta do rangi dramatu. Świat bynajmniej nie ułatwia nam wyjścia z tego ślepego zaułka. "Pozwól sobie na odrobinę luksusu!", "Black Friday!" – wykrzykuje. Promocje i reklamy uderzają właśnie w tę nutę selfizmu i skupienia na sobie. Jan od Krzyża proponuje pewną profilaktykę, uczy, jak temu nie ulec. Zwłaszcza, że dzisiejsza konsumpcja jest o wiele większa niż za jego czasów. Ludzie stali się bardzo roszczeniowi, wszystko im się należy, mają tylko prawa... Hiszpański karmelita podaje lekarstwo na taki styl życia. Być może nigdy wcześniej jego przesłanie nie było tak aktualne jak dziś.
Podkreślmy jednak, że trzeba go czytać z dobrym komentarzem w ręku. Jeśli ktoś otworzy trudniejszy fragment jego pism, może się szybko zniechęcić.
Jakie komentarze może Ks. Profesor polecić?
Znakomitą pozycją jest "Ogień wewnętrzny" Thomasa Dubaya, nieżyjącego już amerykańskiego karmelity. Ukazuje on, że doktryna św. Jana od Krzyża i Teresy z Avila to nic innego jak Ewangelia przełożona na szczegóły codziennego życia. Dobrą pozycją są też „Rekolekcje ze św. Janem od Krzyża” Constanta Tonneliera oraz – dla bardziej zaawansowanych – „Noc jest mi światłem” Wilfrida Stinissena.
Dla mnie Jan od Krzyża to postać przede wszystkim pozytywna. To trubadur miłości. A nie ma miłości bez ofiary, bez zapomnienia o sobie. Kochać to znaczy oddać wszystko i oddać siebie, jak mówiła św. Teresa z Lisieux.
Podobnie jest w małżeństwie. Małżonkowie mogą przeżywać ekstatyczne chwile zjednoczenia, gdy jedno daje siebie drugiemu w codzienności. Wtedy doświadczają pełni szczęścia. My zaś chcielibyśmy iść na skróty – osiągnąć stan szczęścia omijając drogę, jaką do niego prowadzi. Tak się nie da.
Polecamy poświęcone duchowości kazania i konferencje ks. prof. Muszali na youtube'owym kanale Pustelnia NaPotrójnej.
Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.