Murem za Dziadami

Ja też jestem murem za „Dziadami”! Tymi, które napisał Mickiewicz.

Doświadczyłem niedawno chwil wielkiego wzruszenia w teatrze. Halina Łabonarska recytowała Norwidowy „Fortepian Szopena”. Jeden z najważniejszych tekstów o pięknie i polskości spotkał się z taką mocą aktorskiej interpretacji, jaką wcześniej dane mi było zobaczyć tylko kilka razy w życiu. Ten „Fortepian Szopena” wybrzmiał 30 listopada w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Kto chce, może zobaczyć to wstrząsające wykonanie na kanale YouTube (między minutą 14 a 22, w zapisie promocji V tomu „Dziejów Polski”). Coś jeszcze wtedy mnie uderzyło. Przechodząc przez kulisy wielkiej sceny krakowskiej, zobaczyłem napis: „murem za Dziadami”. Ktoś, jak rozumiem, stoi murem za głośną w ostatnich tygodniach inscenizacją, jakiej dokonała w tym teatrze Maja Kleczewska. Czytam jej pochwalne recenzje i zastanawiam się nad szczególną kulturą teatralną, która dziś święci triumfy w kręgu swoich fanatycznych wyznawców. Konrad jest oczywiście kobietą. „W celi zamiast mężczyzn siedzą matki, dziewczyny, babcie. Siedzą pobite przez policję podczas demonstracji albo zamkniętę za aborcję. Jedna z nich, spodziewając się wszechobecnej inwigiliacji, pokazuje co chwilę »faka« do wyobrażonej kamery. Buntowniczo krzyczą: »Nim uwierzę, że nam sprzyja Jezus Maryja«. Znamienna jest też myśl »Spojrzałem w kościół pusty«. Z kolei sekwencja »Po drogach leci/ Tłum wozów jako chmury wiatrami pędzone,/ Wszystkie tam w jedną stronę« – nabrała znaczenia migracji (biednych uchodźców z Afganistanu czy Iraku) na Zachód”. Są obowiązkowe „próby diagnozowania Kościoła”. Recenzent uchodzącej za najpoważniejszą polskiej gazety komentuje, iż „Mickiewicz w najśmielszych snach nie spodziewał się naszych problemów z TSUE”. Sama reżyserka tego spektaklu orzeka: „Polska konserwatywna chce zawłaszczyć Poetów. Zamknąć im usta. Chce związać im ciała, zabić ich Miłość. Chce zawłaszczyć narodową historię, napisać ją na nowo”.

W reakcji na te słowa przychodzi refleksja: ja też przecież jestem murem za „Dziadami”! Tymi, które napisał Mickiewicz, a nie tymi, które teraz próbuje się napisać całkiem na nowo, wbrew autorowi. Dlaczego teatr, taki jak ten, który analizują cytowane recenzje, chce zawłaszczyć narodową historię i kulturę, chce zamknąć jej usta? Te, którymi mówiła tak wstrząsająco Halina Łabonarska tekst Norwida, jego prawdę o Polsce, Szopenie i pięknie? Czy mamy oburzać się na przerabianie tego, co najwspanialsze w naszym dziedzictwie duchowym, na „faka” – pokazywanego nie tylko dzisiejszej władzy politycznej, przez Polaków wybranej, ale samej Polsce?

Może zamiast tego lepiej przypomnieć sobie „Dziady”, jak one zostały napisane. Sprawdzić, co wycięła z nich cenzura współczesnej reżyserii, a co może dodała, co zmieniła w tym tekście? Pamiętam do dziś wrażenie, jakie robiła na mnie scena walki o duszę Konrada w spektaklu Swinarskiego, tekst diabolicznie podawany przez arcyzdolnego, młodziutkiego aktora (Jerzego Stuhra) jako złego „Ducha”. Ten duch zieje rzeczywiście wrogością wobec Kościoła katolickiego, wobec samego Boga. Sam przedstawia się jako „Lukrecy, Lewiatan, Voltaire, alter Fritz [stary Fryderyk II, twórca rozbiorów]...”, jako „legion” tych, którzy nienawidzą „zwierza w Rzymie” [papieża] i Polski. Ciekawe, jak ta scena została wygrana w nowym spektaklu? Przecież – jak wszystkie inne słowa autora – jest ważna. Dlaczego mamy ją unieważniać albo zmieniać jej jednoznaczny sens? Pytajmy o to i stańmy murem za „Dziadami”, za Mickiewiczem, za Norwidem, za polską kulturą, za kulturą po prostu. Sięgajmy do tych źródeł, obmyjmy wodą z nich zaczerpniętą nasze oczy. Może zobaczymy wtedy w sztuce coś więcej niż okazję do nienawiści?

Piękno jest kształtem miłości. Nienawiść krzyczy ze sceny i przeklina – bez przebaczenia, bez poskromienia własnej pychy, karmiącej się pogardą wobec prostych ludzi. To pokazał Mickiewicz w „Dziadach”, które rzeczywiście stworzył. Kończą ich sceniczną akcję słowa: „Ach, ulecz go, wielki Boże!”. Dotyczą bohatera tego dramatu – człowieka, który chce reprezentować naród, a który sam sobie zadał ranę najboleśniejszą, samobójczą. U Norwida ideał „sięgnął bruku”, kiedy na ulicę wyrzucili, roztrzaskali fortepian Szopena moskiewscy żołdacy. Cyprian Kamil wyrażał jednak nadzieję na to, że „późny wnuk” usłyszy ten dźwięk, pojmie piękno kryjące się w polskiej kulturze, pojmie, że ono zachowa swą leczniczą moc. Słuchajmy tego dźwięku. Brońmy się przed duchowym samobójstwem.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Nowak