Ponad dwie godziny trwały we wtorek działania polskich służb, głównie policji, wobec grup agresywnych osób na przejściu granicznym z Białorusią w Kuźnicy. Do uspokojenia napastników, wśród których najaktywniejsze były osoby zamaskowane, użyto m.in. armatek wodnych.
Atak zaczął się po prawej stronie przejścia granicznego (patrząc z polskiej strony granicy); tam policjanci zostali zaatakowani kamieniami i granatami hukowymi - poinformował PAP rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa.
Powołując się na przekazy live w mediach, pochodzące z białoruskiej strony granicy, zwracał uwagę, że niektóre osoby do miotania granatów czy kamieni używały pewnego rodzaju proc, by zwiększyć zasięg; ręcznie nie były bowiem w stanie dorzucić niebezpiecznych przedmiotów na stronę polską.
SG: cudzoziemcy przerzucili przez zaporę kłodę drewna
"Uchodźcy raczej granatów ze sobą nie przywieźli. Poza tym ci najbardziej agresywni byli zamaskowani, byli w kominiarkach, kapturach, w miarę jednolicie byli ubrani, oczywiście w stroje cywilne" - mówił rzecznik. Dodał, że potem agresywne zachowania przeniosły się na platformę drogowego przejścia granicznego.
Obecnie cudzoziemcy wracają z przejścia granicznego w Bruzgach na teren wcześniejszego koczowiska znajdującego się kilkaset metrów dalej przy linii granicy. Wszystko odbywa się pod nadzorem białoruskich służb🇧🇾.#zgranicy pic.twitter.com/edze9lUQNd
— Straż Graniczna (@Straz_Graniczna) 16 listopada 2021
Krupa przypomniał, że gdy w miniony poniedziałek przeszło tam z pobliskiego koczowiska co najmniej kilkaset osób, w pierwszej linii przez zasiekami, znalazły się kobiety z dziećmi. "One bardzo szybko zostały wycofane stamtąd i tam dziś pojawił się ten agresywny tłum. Z nieba leciał naprawdę grad kamieni" - relacjonował.
KGP: na granicy jeden z policjantów został poważnie ranny
Dodał, że obecnie jest w tym miejscu już spokojnie. "Jest cisza, z nieba nie lecą kamienie, my użyliśmy armatek wodnych. W pewnym momencie napastnicy zaprzestali ataków (...), leciały, leciały kamienie a potem był stop" - mówił. Ocenił, że atak trwał w sumie ponad dwie godziny. "Widzieliśmy, że tym agresorom cały czas donoszono w workach kamienie, więc to ktoś zorganizował, worki z kamieniami były przygotowane" - dodał. Przyznał, że część osób nie miała zasłoniętych twarzy i było widać kim są, ale najbardziej aktywne i agresywne były osoby zamaskowane. "To było od początku do końca przygotowane" - mówił.
Zaznaczył, że cały czas linia granicy jest zabezpieczana przez służby, są tam wciąż armatki wodne, policja obserwuje też teren ze śmigłowca. "Jesteśmy wciąż przygotowani, czekamy jak sytuacja będzie się rozwijała" - dodał rzecznik podlaskiej policji.
Nasi żołnierze i funkcjonariusze wykonali zadanie perfekcyjnie. Pierwsza fala ataków na granicę zatrzymana.
— Stanisław Żaryn (@StZaryn) 16 listopada 2021
Dziękujemy za służbę i skuteczne działania. pic.twitter.com/Dq3J9PoVgO