Albino Luciani był człowiekiem bardzo nowoczesnym, co zawdzięczał swej formacji i studiom, ale także spotkaniom w parafiach, rozmowom z ludźmi. Miał swego rodzaju anteny skierowane na świat i to na pewno przyniosłoby dobre owoce. Umiałby odpowiedzieć na pytania ludzkości, gdyż był bardzo wrażliwy na ludzkie dramaty i tragedie. Tak zmarłego 43 lata papieża Jana Pawła I wspomina w rozmowie z KAI kard. Beniamino Stella, postulator jego beatyfikacji.
Oto zapis tego wywiadu:
Piotr Dziubak: W jakich okolicznościach poznał Ksiądz Kardynał biskupa Albino Lucianiego?
Kard. Beniamino Stella: Pierwszy raz spotkałem go w dniu jego wyświęcenia na biskupa Vittorio Veneto przez Jana XXIII. On miał wtedy 46 lat. Przyjechałem do Rzymu na to wydarzenie razem z moim seminarium z tej diecezji. Była ro moja pierwsza podróż do Rzymu i pierwsze spotkanie z biskupem Albino Lucianim, którym pozostał przez 11 lat do chwili powołania go na patriarchę Wenecji [15 grudnia 1969]. Odwiedziłem go tam później. Nie miałem natomiast okazji spotkać się z nim, gdy został papieżem, ponieważ pracowałem wtedy w watykańskiej dyplomacji poza granicami Włoch. Prawie całe swoje życie spędziłem w służbie Stolicy Apostolskiej między Afryką a Ameryką Południową.
Co z tamtego pierwszego okresu, gdy A. Luciani był Waszym biskupem, Eminencja pamięta z waszych spotkań, rozmów?
– Byłem wtedy klerykiem. Luciani był bardzo obecny w życiu naszego seminarium. Jeśli dobrze pamiętam, to chyba nawet coś wykładał. Miał świetne przygotowanie teologiczne, znał języki obce, pasjonował się współczesną literaturą. Często go spotykałem na korytarzach naszego seminarium. Umiał bardzo dobrze komunikować się z ludźmi. Mówił zawsze prostym językiem, przytaczał przykłady z życia codziennego. Czasem mówił coś w dialekcie, żeby dotrzeć do serca ludzi. Zwracał uwagę, żeby być dobrze zrozumianym. Zostałem wyświęcony na księdza w 1966 roku. Chociaż nie udzielał mi święceń, zawsze towarzyszył mi, był blisko w późniejszych latach. Biskup Luciani wysłał mnie na studia do Rzymu. Gdy już się tam znalazłem, w seminarium duchownym na Lateranie, zgodził się, żebym poszedł do Akademii Dyplomatycznej. To mocno naznaczyło moje życie. Pamiętam naszą rozmowę: „Słuchaj, Stolica Apostolska chce cię wziąć do służby dyplomatycznej. Powiedziałem na tak, ale co ty na to?”.
Każda rozmowa z nim była bardzo serdeczna, braterska. Umiał przekonywać. Powiedziałbym, że nie potrzebował wielu słów. Umiał trafić do serc ludzi. Biskup Luciani pozostawił trwały ślad wśród księży z mojej diecezji. Odwiedzał chorych kapłanów, tych, którzy przeżywali trudności. Myśle, że to był jego charyzmat w tamtym okresie: duszpasterstwo pośród księży. Umiał ich słuchać.
Czy biskup Albino Luciani prowadził z wami dialog, wsłuchiwał się? Czy powiedział Księdzu: szykuj walizki, za miesiąc będziesz w Akademii Dyplomatycznej w Rzymie?
– (Śmiech) Zawsze pamiętam o tej naszej rozmowie. Nawet teraz, gdy idę na jego grób, słyszę ją ponownie. On mi powiedział dokładnie tak: „Pytali o ciebie. Powiedziałem tak, ale co ty o tym myślisz?” Odpowiedziałem mu: „Jeśli Ekscelencja odpowiedział już tak, to co mogę powiedzieć?” On mi o tym oznajmił w bardzo spokojny sposób, tak jakby starał mi się przekazać, że dużo o tym myślał i że nabrał przekonania, że praca w dyplomacji mogłaby stać się moją drogą.
Eminencjo, pontyfikat papieża Lucianiego jest jednym z najkrótszych w historii Kościoła. Za co powinniśmy wspominać Jana Pawła I?
– Jego 34-dniowy pontyfikat naznaczył historię Kościoła. Ludzie zostali bardzo pozytywnie zaskoczeni pokorą, prostotą tego papieża, jego uśmiechem. To nie był uśmiech pretensjonalny, ale bardzo pokorny, lekko zaznaczony na twarzy. To był uśmiech, którym on zdobył ludzi, w ten sposób komunikował się z ludem Bożym. Myślę, że wszyscy byli pod wielkim wrażeniem wyrazu jego twarzy, zwykle powściągliwej, która może wyrażała nieśmiałość, i ten wyraz okazał się docierać do serc ludzi z takim wewnętrznym przesłaniem. Jestem przekonany, że tak się komunikował jako papież.
Zdążył wygłosić chyba cztery katechezy środowe. Jedna była poświęcona pokorze, pozostałe natomiast wierze, nadziei i miłosierdziu. Wiele osób pewnie pamięta małego chłopczyka, którego papież Luciani zawołał do siebie i zaczął z nim dialogować. Rozmawiał z nim o trudnych zagadnieniach teologicznych w bardzo prosty i bezpośredni sposób i tym właśnie podbił serca ludzi. Umiał wyrazić twarzą ludzką wrażliwość. Przemawiając do wiernych korzystał z wielu przykładów. W krótkim czasie swojego pontyfikatu zdobył serca ludzi.
Eminencjo, spróbujemy trochę pofantazjować historycznie. Dokąd mógłby poprowadzić Kościół papież Jan Paweł I? Czy poszedłby drogą Pawła VI? A może podążyłby w kierunku swojego następcy?
– Musimy pamiętać, że patriarcha Wenecji Albino Luciani był bardzo blisko papieża Pawła VI. Byli bardzo zaprzyjaźnieni. Mieli podobny sposób patrzenia na wiele spraw. To co pozornie mogłoby ich różnić, to zamyślona twarz Pawła VI i pełne dialogu spojrzenie, zachęcające wręcz do ufnego otwarcia się Jana Pawła I. Jego twarz wyrażała całkowite zdanie się na Boga.
Na pewno papież Luciani poprowadziłby Kościół ku spokojowi. Po Soborze Watykańskim II, po 1968 roku, Paweł VI miał wielkie trudności z kierowaniem Kościołem, choć trzymał on mocno ster Nawy Piotrowej. Jan Paweł I na pewno nadałby swemu pontyfikatowi formę ludzkiego charakteru. Sam pochodził z biednej rodziny, która musiała stawiać czoła trudnościom ekonomicznym dwóch wojen światowych i okresu dwudziestolecia. To był papież, który poznał biedę. Jego tata był robotnikiem. Tematy społeczne, spotkania i debaty ze związkami zawodowymi były mu bliskie. Jeszcze jako mój biskup w Vittorio Veneto uczestniczył w takich spotkaniach z robotnikami, czasami to były bardzo trudne debaty.
To byłby na pewno papież bardzo obecny w świecie, z nauczaniem społecznym dostosowanym do czasów mu współczesnych.
Próbowałby przekazać sens Ewangelii, na czym oprzeć zaufanie w Bogu. Wyrażenie „macierzyństwo Boga” było czymś zupełnie nowym i wydawało się wtedy bardzo dziwne: Bóg, który jest także matką. Te pojęcia, zrozumienia, wrażliwości docierają do serc ludzi. To byłby bez wątpienia pontyfikat poświęcony byciu z ludźmi.
Albino Luciani był człowiekiem bardzo nowoczesnym. Wynikało to też z jego formacji, studiów, ale także ze spotkań w parafiach, rozmów z ludźmi. Kwestie polityki międzynarodowej nie były mu obce. Miał swego rodzaju anteny skierowane na świat. To na pewno przyniosłoby dobre owoce. To byłby dialog z ludzkością, taki jaki widzieliśmy u Jana Pawła II. Umiałby odpowiedzieć na pytania ludzkości. Bo on miał dużo wrażliwości na ludzkie dramaty i tragedie.
Jakie były stosunki papieża Lucianiego z rodziną?
– Do dziś stoi jego rodzinny dom w Canale d’Agordo, gdzie odwiedzał bliskich. Jako osoba pochodząca z regionu Veneto, miał bardzo solidne relacje z bratem i siostrami. Spotykał się z nimi także jako papież. Rodzina bardzo go wspierała. Ja też pochodzę z tych stron. Można powiedzieć, że rodziny nosiły nas na rękach. Wychowywaliśmy się, mówię o moim pokoleniu, między rodziną a parafią. Luciani odczuwał wielką nostalgię do swoich gór, dolin, do swojego wiejskiego, góralskiego świata. Tęsknił za tym i nigdy go nie zapomniał. To był ksiądz i biskup mocno osadzony w swojej kulturze. To mu pomagało, korzystał z przykładów, kiedy przemawiał. To był papież, który umiał wyrazić swoje korzenie rodzinne, społeczne i parafialne. Mogliśmy uczestniczyć w tym, kiedy został biskupem Rzymu.
Jak powinniśmy odczytywać świętość Jana Pawła I dzisiaj?
– Użyję wyrażenia: jako odwieczną świętość Kościoła, ponieważ także dzisiaj możemy odnaleźć świętość w biografiach współczesnych kandydatów na ołtarze. W biografiach świętych możemy znaleźć umiejętność modlitwy, wierność Ewangelii, skromne życie, wrażliwe na potrzeby innych. Oczywiście każdy święty ma swoją odrębną historię. Powiedziałbym, że jego życie odznaczało się skromnością. Dużo czasu poświęcał na modlitwę. Był wrażliwy i uważny na potrzeby i cierpienie ludzi. Pokładał wielkie zaufanie w Bogu. I to chyba pomogło mu przyjąć wybór na papieża. Zaufał Bogu. Myślę, iż jest to taka odwieczna świętość. Kiedy został wybrany na papieża, widziałem, że był spokojny, uśmiechnięty, był to znak obecności Boga w jego życiu, co później znalazło swoje odbicie w modlitwach ludzi za jego wstawiennictwem.
Jedenaście lat temu doszło do cudownego uzdrowienia dziewczynki w Argentynie za przyczyną Jana Pawła I. Ona sama nie znała go. Jej mama poprosiła znajomego księdza w Buenos Aires o pomoc i to on zaproponował, żeby prosić papieża Lucianiego o wstawiennictwo, że on musi pomóc.
– Tak to wyglądało. To był 2011 rok. Dziewczynka miała ciężką chorobę mózgu i jej stan był już krytyczny. Lekarze nie umieli jej pomóc. Mama chorej zwróciła się o pomoc do księdza José Dabustiego, który zaproponował wspólną modlitwę do Jana Pawła I. Oboje pojechali do szpitala i tam razem modlili się przy łóżku dziewczynki. Ksiądz, jak to często robi się w Ameryce Południowej, położył na niej ręce. To stary gest w liturgii Kościoła. W ciągu kilku dni mała pokonała dramat swojej choroby i odzyskała zdrowie. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych, badając to cudowne uzdrowienie, poprosiła nas o nagrania wideo, żeby zobaczyć, jak ta dziewczynka chodzi teraz, jak mówi, jak się uczy. Zaskakiwało jej wyleczenie z tak poważnej choroby mózgu. Dzisiaj Candela ma 22 lata. Jest zdrowa i prowadzi normalne życie. Trzeba było przeanalizować jej chorobę, jej szybkie i trwałe uzdrowienie przez Boga za wstawiennictwem sługi Bożego Jana Pawła I. Tu są wszystkie elementy, które w terminologii teologicznej nazywamy cudem.
W ostatnich latach swojego życia papież Luciani nie miał mocnego zdrowia...
– Nie miał wcześniej żadnych poważnych chorób. Może był delikatnego zdrowia, ale nic nie wiem o jakichś jego poważnych przypadłościach chorobowych. Jeśli dobrze pamiętam, miał niespełna 66 lat w dniu wyboru na papieża. Problemy kardiologiczne mogą się zawsze pojawić nagle.
Po śmierci Jana Pawła I ukazało się wiele publikacji na temat jego ewentualnego otrucia. Co spowodowało, że w taki sposób komentowano śmierć tego papieża?
– Każda niespodziewana śmierć znanej osoby, zwłaszcza papieża po 34 dniach pontyfikatu, staje się naturalną okazją do fantazji. Prawdopodobnie nieodpowiednio zarządzano informacjami na temat jego śmierci. Trzeba było działać otwarcie. To spowodowało takie fantazyjne komentarze na temat śmierci Jana Pawła I. Nigdy nie myślałem, żeby go otruto. Zresztą Barbara Falasca przeprowadziła analizę minuta po minucie tego, co działo się dzień przed, wieczorem i dzień po śmierci papieża. Nie przeprowadzono sekcji zwłok. Dzisiaj byłby to skuteczny sposób, żeby nie dopuścić do takich komentarzy. Pogubiono się wtedy. Dramatyczna i nagła śmierć papieża zaskoczyła wszystkich. Nie umiano działać tak, jak wymagała tego sytuacja.
Dziękuję za rozmowę.