Wydłużony czas odbioru nowych aut przyśpiesza "czyszczenie" zapasów dealerów, przez co w tym roku nie będzie wyprzedaży rocznikowej - zapowiadają eksperci branży motoryzacyjnej w rozmowie z PAP. Wskazują, że trudności na rynku pierwotnym spowodują również spadek podaży na rynku aut używanych.
"Tradycyjnie ostatni kwartał roku to okres wzrostu zakupów samochodowych. Jednak w tym roku sprzedaż aut w październiku była niższa niż w czerwcu, lipcu czy sierpniu" - powiedział PAP Dariusz Balcerzak z Instytutu Samar.
Jak wyjaśnił, taka sytuacja jest efektem ograniczonej dostępności aut, co z kolei spowodowane jest zakłóceniami w światowych łańcuchach dostaw po poprzednich falach pandemii COVID-19. "Największym problemem, który hamuje płynną produkcję samochodów, jest brak półprzewodników niezbędnych do ich wyposażenia. Produkcja niektórych modeli została znacznie ograniczona lub wręcz zastopowana. Samochody są często wstępnie montowane bez brakujących chipów i odsyłane na place magazynowe w oczekiwaniu na dostawę półprzewodników" - dodał.
Według prezesa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakuba Farysia, opóźnienia w dostawach półprzewodników do fabryk wytwarzających samochody mogą potrwać co najmniej do drugiej połowy 2022 r., a sytuacja ustabilizuje się dopiero w 2023 roku.
Wskazał, że efekty są już widoczne od pewnego czasu. "Przede wszystkim znacznie wydłużył się okres oczekiwania na zamówione auto, bo każdy elektroniczny element wyposażenia w zamówionym samochodzie wymaga obecności półprzewodnika. To oznacza, ze im lepiej auto wyposażone, tym czas oczekiwania dłuższy. Obecnie to już średnio pół roku, a nawet, w niektórych przypadkach ponad rok" - zaznaczył.
Według Balerzyka, problemy z dostępnością aut "na zamówienie" powodują też "czyszczenie" zapasów dealerów z aut dostępnych od ręki. Jak dodał wiceprezes Carsmile Michał Knitter, z tego też powodu, w tym roku nie będzie wyprzedaży rocznikowej samochodów.
W ocenie ekspertów, trudności na rynku pierwotnym nie pozostają bez wpływu na samochodowy rynek wtórny. "Ponieważ znaczną większość klientów autoryzowanych salonów samochodowych stanowią firmy (ponad 70 proc. udziału), uzupełniające/wymieniające floty, ograniczona podaż nowych aut może spowodować, że część firm zdecyduje się na przedłużenie użytkowania swych dotychczasowych samochodów. To z kolei spowoduje mniejszą podaż na rynku używanych samochodów z polskiej sieci sprzedaży" - wskazał Balcerzyk.
Dodał, że zmniejsza się również import "używek". "W październiku br. zarejestrowano ich w Polsce o blisko 3 proc. mniej rdr, choć łącznie od początku roku liczba rejestracji importowanych aut pozostaje wyższa (o 11,8 proc.) niż w 2020, w którym przez jakiś czas granice były zamknięte" - zauważył.
Według niego, na poziom importu może mieć wpływ sytuacja na rynkach motoryzacyjnych, z których tradycyjnie auta są sprowadzane. "Tam również niższa podaż nowych samochodów skutkuje m.in. większym zainteresowaniem lokalnych klientów zakupem aut używanych. To zaś przekłada się na wyższe ceny tych aut, czyli mniejszą ich atrakcyjność na polskim rynku" - powiedział ekspert.