Przygód, które spotkały nas między 1 a 21 września w kraju tak pięknym i niebezpiecznym, nie da się oddać słowami czy obrazami. Mimo to, spróbuję. Jedno jest pewne, każdy z 30 piechurów Niniwa Team miał przed wyprawą swoje wyobrażenia o Gruzji, jednak w czasie trzech tygodni pieszej wędrówki po górach i jazdy autostopem doświadczyliśmy wielu sytuacji, które przeszły nasze najśmielsze oczekiwania.
Zasady wyprawy znaliśmy już wcześniej, ponieważ w czerwcu wędrowaliśmy razem w Beskidzie Żywieckim podczas „Wiosny Ludów”. Brak umówionych noclegów, wędrówka wzdłuż przyjętej trasy. W górach pieszo, wzdłuż dróg autostopem. Wieczorami rozbijaliśmy namioty lub korzystaliśmy z gościny księży czy gospodarzy. Czasem myliśmy się, zdarzały się dni bez mycia, a i takie, kiedy można było zanurzyć się w rzekach płynących z lodowca czy spać na 2600 m.n.p.m. Bomba!
Droga
Po wylądowaniu pierwszym zadaniem grupy był zakup butli turystycznych, by móc gotować na szlaku. Przypadkiem-nie przypadkiem, w czasie rozmowy o transporcie do centrum miasta dowiedzieliśmy się, że pewna pani ma w bagażniku auta butle, których potrzebujemy i przypadkiem-nie przypadkiem miała ich 14 – dokładnie tyle, ile potrzebowaliśmy. Nie musieliśmy więc wjeżdżać do centrum.
Nasza droga nabierała tempa. Pierwszy odcinek autostopem ujawnił pokłady życzliwości kierowców. Wśród uczestników wyprawy najwięcej było fanów jazdy kamazem, ziłem i innymi zabytkami. Pierwsze odcinki górskie pokazały, że ta wyprawa będzie wyprawą w głąb siebie. Gdy byliśmy w Swanetii, idąc w pełnym deszczu czymś, co przypominało szlak, w stronę Ushguli - wioski położonej na wysokości 2200 n.m.p.m., musieliśmy zawrócić, by uniknąć noclegu na przełęczy na wysokości ok. 3000 m. Następnego dnia wysuszeni zaatakowaliśmy inną drogą. Od początku to Kaukaz stawiał warunki, pogoda w tych nieprzebytych górach ma dużo większe znaczenie niż w naszych górach, gdzie można zaplanować skorzystanie ze schroniska czy zejście. Umieć odpuścić, zmienić plan, a właściwie dostosowywać go wciąż do tylu zmieniających się czynników - to było największe wyzwanie wyprawy.
Kolejne etapy drogi autostopem czy przez góry, pokazywały nie tylko piękne i wymagające oblicze Gruzji, ale też grupy. Być ze sobą przez trzy tygodnie, tak zależnym jeden od drugiego. Czekać na siebie, jeść razem, razem jechać autostopem, rozbijać namioty. To duża bliskość, od której odwykliśmy przez pandemie, dlatego stanowiło to na pewno wyzwanie. Z drugiej strony, dawało wiele sytuacji radosnych, duża była też wrażliwość na siebie nawzajem, na przetarcia stóp, kontuzje, trudności. Ludzie z całej Polski, z różnych wrażliwości Kościoła - to zawsze ciekawa mozaika. Szczegóły przygód górskich, wewnętrzne przeżycia i organizację grupy opiszemy w książce, będą też filmiki, ale jedno jest pewnie: po powrocie z Gruzji inaczej patrzę na swoje problemy, z większym dystansem. Ta droga daje mi też większą determinację do pokonywania wyzwań.
Zobacz galerię:
o. Dominik Ochlak OMI