Jest jak w dramacie greckim – racje są i po stronie Antygony, i po stronie Kreona.
Na początek kilka cytatów: „Nie mogę się doczekać października, część zajęć będzie wreszcie na uczelni, zaczną się spotkania, imprezy studenckie. A koronawirus? Naszego pokolenia nie dotyczy, jesteśmy przecież młodzi i zdrowi”; „Nie wyobrażam sobie wykładów w trybie stacjonarnym, przecież większość moich kolegów się nie szczepiła i na pewno wcześniej czy później przyniosę do domu COVID”; „Czy lepsze są wykłady online, czy na uniwersytecie? Nie mam porównania, gdyż cały pierwszy rok studiów spędziłem przed komputerem”.
Takie opinie usłyszałam od studentów. Rozpoczęcie roku akademickiego 2021/2022 budzi bowiem sprzeczne uczucia. Na niektórych uczelniach ustalono na przykład, że część wykładów ma się odbywać zdalnie (w grupach powyżej 50 osób), a część stacjonarnie (w grupach poniżej 50 słuchaczy, co w praktyce, na większości kierunków studiów, będzie po prostu oznaczać grupy 49-osobowe). Rodzi się jednak pytanie, czy dopuszczenie zajęć w trybie hybrydowym jest bezpieczne z punktu widzenia epidemiologicznego. Czy stacjonarny półtoragodzinny wykład dla około 49 w większości niezaszczepionych studentów będzie bezpieczny dla nich, ale także dla wykładowców, którzy już teraz drżą o swych najbliższych, zwłaszcza o małe dzieci. Bo nie ma się co łudzić, że można prowadzić półtoragodzinny wykład w maseczce szczelnie założonej na nos i usta. Tym bardziej że wykładów jest zwykle kilka z rzędu. Co pozostaje w zamian – wiemy z ubiegłego roku, kiedy przez oba semestry trwaliśmy jedynie przed komputerami z aplikacją MS Teams…
Dywagować można by długo. Trzeba jednak przyznać, że decyzja ministerstwa o częściowym powrocie studentów do nauki stacjonarnej to z pewnością próba ratowania studiów wyższych, ich celu oraz idei. Wymaga ona jednak samodyscypliny studentów i wykładowców, a z nią może być trudniej (aby się o tym przekonać, wystarczy przejechać się autobusem albo pójść do sklepu). A może w tej sytuacji jedynym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie obowiązkowych szczepień na uczelniach? Ale przecież to dopiero wywołałoby burzę…
Jest więc jak w dramacie greckim, który opierał się na konflikcie tragicznym – racje są i po stronie Antygony, i po stronie Kreona. Nie ma dobrego rozwiązania.•
Milena Kindziuk