Kiedyś hejt był domeną anonimowych internautów, którzy – ukrywając swoją tożsamość pod nickiem – czuli się bezpiecznie. Teraz uprawiają go także ludzie znani z życia publicznego – politycy, naukowcy czy środowisko artystyczne.
Były szef dyplomacji Radosław Sikorski nazywający Pawła Kukiza „sprzedajną szmatą” albo Janusz Panasewicz, wokalista Lady Pank, zwracający się do politykującego muzyka: „ty gnoju” – to tylko wierzchołek góry lodowej. Właśnie zbieramy owoce zgody na wulgarny język i agresywne zachowania, którą ochoczo wyrazili podczas zeszłorocznych tzw. protestów kobiet ludzie aspirujący do grona elit: profesorowie, dziennikarze, politycy czy artyści. „Nie jako profesorka, ale jako kobieta powiem »je…ć« i »wyp…ć«” – wołała podczas jednego z wieców Inga Iwasiów, profesor nauk humanistycznych z Uniwersytetu Szczecińskiego, na co dzień piętnująca tzw. mowę nienawiści. Rozentuzjazmowany tłum podchwytywał te słowa, krzycząc między innymi: „Je…ć PiS” i „Je…ć Godek”. „W naszych hasłach wyrażamy wściekłość i determinację, a mowa nienawiści to odbieranie obiektom praw i zachęcanie do ataku” – tłumaczyła później Iwasiów, dając tym samym pokaz przedziwnej moralności Kalego. Z kolei dr hab. Michał Rusinek – literaturoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, pisarz, a niegdyś także sekretarz Wisławy Szymborskiej – który niegdyś oburzał się (skądinąd słusznie) na nazywanie opozycji „chamską hołotą”, przy okazji wspomnianych protestów zachwycał się wykrzykiwanym tam wulgarnym słowem na „w”. Stwierdził on, że jest to wyraz „niezwykły pod względem fonetycznym. Kryje w sobie brutalność, siłę, bunt, ale też wyzwolenie. Krzycząc je na ulicy, dajemy upust emocjom, pokazujemy siłę, że tak powiem, nieparlamentarnej demokracji”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski