Tego dnia przez Beskid Niski, Bieszczady, Polesie i Suwalszczyznę płynie biblijna rzeka Jordan, a Bóg objawia się nad Bugiem. Takie rzeczy tylko na Wschodzie.
Barszcz na świętej wodzie
Czytanie z Księgi proroka Ezechiela: „I znów odmierzył jeszcze tysiąc [łokci]: był tam już potok, przez który nie mogłem przejść, gdyż woda była za głęboka, była to woda do pływania, rzeka, przez którą nie można było przejść”.
Święto Jordanu jest jednym z dwunastu wielkich świąt chrześcijańskiego Wschodu. Świadczy o tym m.in. poprzedzająca je wigilia, w czasie, której wierni zobowiązani są do ścisłego postu. Wigilia ta nazywana jest drugim świętym wieczorem, w odróżnieniu od Wigilii Bożego Narodzenia. Na Ukrainie i Białorusi serwuje się tego dnia barszcz z olejem, gołąbki oraz kutię. Do każdej przygotowywanej potrawy gospodynie dodają łyżkę święconej wody. Przez żołądek do serca.
Zanurzenie krzyża w... krzyżu. Mielnik nad Bugiem East News/Krystyna Wodecka Tego dnia w wielu wschodnich parafiach rozpoczynają się tradycyjne odwiedziny kolędowe. Ludzie przygotowują na stole ikonę, zapaloną świecę, chleb i sól. I oczywiście jordańską świętą wodę.
Wystarczy odwiedzić kilka monasterów, by przekonać się, jak ważnym elementem prawosławnego świata jest woda. W Rosji, na Łotwie czy w Estonii tuż przy wejściu do cerkwi stoją ogromne baniaki. Ludzie wchodzący do świątyń nie zanurzają w nich, jak katolicy, dłoni, ale czerpią wodę do kubków i piją. Przy wielu sanktuariach są święte źródełka.
Wchodzę do żeńskiego monasteru Zaśnięcia Matki Bożej na „żurawinowym wzgórzu" w estońskim Kuremae i przecieram oczy ze zdumienia. Zastaję obrazek wprost ze wschodniej bajki. Pod drewnianą chałupą z solidnych bali opatulone w chusty mniszki karmią rybami znudzonego, człapiącego nieopodal cerkwi bociana. Tysiące pielgrzymów przychodzących do położonego tuż przy granicy z Rosją sanktuarium posłusznie maszeruje do cudownego źródełka. W kryształowej wodzie u stóp wzgórza nogi moczą i protestanci, i katolicy. Wszyscy liczą na cud. Na „Spasa” na Świętej Górze Grabarce wśród straganów z serwowanymi przez białoruskie mniszki syropami „Załotaja Sybir” i kilogramami ikon można kupić chusteczki. Nie, nie jednorazowe. Bawełniane. Wierni moczą je w źródełku, przykładają do chorych miejsc, a później wieszają na sznurkach. Na wietrze łopocze flota płóciennych chustek.
Marcin Jakimowicz