Tokio 2020: Autobus z polskimi lekkoatletami nie zapalił się. To była awaria silnika

Pierwsze doniesienia mówiły o pożarze autokaru, którym podróżowali polscy olimpijczycy.

Informacje o pożarze autobusu z polskimi olimpijczykami pojawiły się przed południem. Według pierwszych doniesień miało dojść do zapalenia busa przewożącgo naszych lekkoatletów. 

Bardzo szybko taką wersję wydarzeń podchwyciły media społecznościowe i niektóre media tradycyjne. Informacje te zdementował jednak dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki:

W autobusie przewożącym dwójkę polskich lekkoatletów i dwóch członków sztabu z ośrodka treningowego do wioski olimpijskiej w Tokio zepsuł się silnik. "W pojeździe byli m.in. Paweł Fajdek i Szymon Ziółkowski. Nikomu nic się nie stało. W autobusie zepsuł się silnik. Taka rzecz w trasie może zdarzyć się każdemu" - powiedział Kęcki.

Uspokajał emocje i stwierdził, że nie było mowy o zapaleniu się autokaru, jak głosiły pierwsze doniesienia w Internecie, ale po prostu zepsuty silnik zaczął się dymić.

Kęcki podkreśla, że wynajęty autobus jest pojazdem dobrej klasy, którym już wcześniej podróżowało ok 70 osób z polskiej reprezentacji olimpijskiej. Dyrektor sportowy PZLA wyraźnie studził emocje i podkreślał, że zdarzenie, które miało miejsce to standardowa i niegroźna usterka.

Firma transportowa szybko podstawiła pojazd zastępczy, któym polscy sportowcy dotarli do wioski olimpijskiej.

Zobacz serwis: olimpiada.gosc.pl

 

« 1 »

wt