‘azzah kammawet ‘ahabah jak śmierć potężna jest miłość.
Dwa wiersze, których bohaterką jest miłość – istota Boga, esencja życia. „Kościół w Wejherowie” przy Rybackiej istnieje naprawdę – zaprasza do modlitwy. „Dodi”, tłumaczone najczęściej jako „mój Miły”, to słowo z Pieśni nad pieśniami – zaprasza do lektury.
z kościoła
w Wejherowie, tego przy Rybackiej, rwący strumień łaski
na Kaszub zieleń wylewa się ciemną, na nadmorskie
piaski.
Łaski tej promienie, życie dane Panu,
są jak strzały dobyte z Boskiego kołczanu
i trafiają celnie. Prosto w jego serce. A jego ubywa
w tym kościele. On niknie, klęczy i twarz w dłoniach
skrywa.
Łuszczy się farba wysoko, na wieży,
śmigają jerzyki, kilkoro z nas płacze.
Na posadzce kościoła trzy młode kobiety
leżą krzyżem przed Bogiem, z twarzami do ziemi.
I płoną jak smukłe świece na Pańskim ołtarzu
a do prochu przywarły rękami pustymi.
Milczał wiary milczeniem kościół jak wymarły.
Milczał o tym, że dobro żywi się ofiarą. Bo
Ty zawsze cicho prowadzisz wszystkie ludzkie sprawy
– tak modlił się Eurypides, wołała Hekabe.
Ale jest Chrystus. Chrystus objawił nam Ojca
i z Nim nam wołać Abba we wszystkich ogrojcach.
A jego tu już nie ma, jest gdzie indziej, głębiej,
tam gdzie ona czekała na niego promienna.
I jak woda żywa z lodowej przerębli
jest miłość. Ze wszystkich pierwsza i nigdy daremna,
jak woda wydarta lodom śmierci i śmierci pamięci.
– Ni wiara, ni nadzieja, największa jest ona,
zaufaj, słońce moje, to ona nas wiedzie.
Idź do Niego, pij z Niego, tak jak wszyscy święci,
do których litanię słyszysz. A promienie łaski,
o które żebrzesz, tkwią w Jego kołczanie.
Już sięga po nie, patrz jak drży cięciwa.
– Panie, Panie…
– Nie bój się, serce gotuj. Jam jest woda żywa.
kto usiłuje uwolnić się od miłości,
będzie gotowy uwolnić się od człowieka jako człowieka
Benedykt XVI, „Deus caritas est”
wietrze północny, nadleć,
wietrze z południa,
wiej poprzez
ogród
Dodî lî wa’anî lô mój
Miły jest mój a ja jestem jego
Dodî, szeptała, Dodî
wiatr szarpał gałęziami drzew
wyły syreny karetek i wozów strażackich
dawno temu minęła wiosenna zieleń
padał deszcz ze śniegiem
krew niewinnych płynęła rynsztokami świata
Dodî, szeptała, Dodî
mosad tropił ostatnich wyznawców Hitlera
po ulicach krążyli transwestyci
syberyjskie cmentarze zarastały tajgą
kwitł kult Santa Muerte
wiedz, Dodî, mówiła, pamiętaj, Dodî
kiedy mnie nie będzie, zawsze będę, Dodî
kammawet ‘ahabah
jeśliby kto oddał za miłość
całe bogactwo swego domu,
pogardzą nim tylko, Dodî
od krzyku ku niebu
ochrypło im gardło
osłabły im oczy
od wypatrywania Boga
wiatr wiał poprzez ogród•
ks. Jerzy SZYMIK