Motu proprio Franciszka to remont statku, nie jego zatopienie

Ton komentarzy części środowisk tradycjonalistycznych zdaje się sugerować, że papież nie tyle ograniczył możliwość odprawiania Mszy w starym rycie, co zakazał Jej sprawowania w ogóle. Jeśli mój odbiór tych komentarzy jest właściwy, to potwierdzają one diagnozę Franciszka.

Nie ośmielę się komentować decyzji papieża Franciszka wyrażonej w ostatnim motu proprio, które de facto ogranicza dostępność do liturgii w rycie "trydenckim" ze względu na jedność Kościoła. Natomiast tony i narracja komentarzy niektórych - podkreślam - niektórych tradycjonalistów, mam takie wrażenie, potwierdzają diagnozę biskupa Rzymu: są pisane tak, jakby papież pozbawił ich prawa uczestniczenia w Eucharystii, a nie jedynie ograniczył możliwość sprawowania Jej w jednej z form.

W całej tej sytuacji zwrócił też moją uwagę składający się z zaledwie dwóch słów komentarz Andrzeja Cichonia, najcelniejszy z wszystkich, jakie przetoczyły się przed moimi oczami. Andrzej napisał po prostu: "Kocham Eucharystię". Nie NOM, nie Mszę "trydencką" czy "ambrozjańską". Bo tym, co nadaje sens każdemu z tych rytów, jest Obecność żywego Boga pod postaciami Chleba i Wina. Jeśli istotą chrześcijaństwa jest dla nas spotkanie z Bogiem i wiara w tę obecność, to ryt jest tak naprawdę kwestią drugorzędną. Chyba że ktoś uznaje, że jednak w innym rycie liturgicznym ta Obecność Boga się nie urzeczywistnia i stąd katastroficzny ton komentarzy. Ale to właściwie potwierdzałoby papieską ocenę sytuacji i - jak pisał już na łamach portalu "Wiara.pl" ks. Włodzimierz Lewandowski - dokument papieski w tej sytuacji nie tyle powodowałby rozłam, co odkrywał już istniejącą, choć nie nazwaną wprost schizmę.

Wiem, że łatwo pisze się z punktu widzenia osoby, która w Mszach w starym rycie nie uczestniczyła i nie została de facto niczego pozbawiona. Staram się zrozumieć ból tych osób, które w "starej" liturgii odkrywały swoją drogę duchowości. Jednak ta sama zasada dotyczyłaby sytuacji, gdyby papież wydał dokument ograniczający stosowanie nowej formy rytu albo np.praktykowanie modlitw wspólnot charyzmatycznych. Owszem, przywiązujemy się do formy i oderwanie od niej w sensie ludzkim jest bolesne. Ale nie pozbawia nas tego, co stanowi o istocie chrześcijaństwa. To remont statku (a jego estetyka po tym remoncie może nam nie do końca odpowiadać), ale nie jego zatopienie. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister