Redaktor naczelny "Więzi" Zbigniew Nosowski udzielił "Gazecie Wyborczej" wywiadu dotyczącego m.in. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na naszych łamach skomentował go profesor tej uczelni Jacek Wojtysiak. Publikujemy tu odpowiedź red. Nosowskiego na ten komentarz. Prof. Wojtysiak zapowiedział, że odniesie się do niego w kolejnym tekście na gosc.pl.
Nie rozumiem jednak, dlaczego polemista przedstawia mi dwa warunki owego poparcia: „Po pierwsze, w walce tej nie należy mieszać nielicznych winnych z liczniejszymi niewinnymi. Po drugie, walka ta nie może przekształcić się w monotematyczną i krzywdzącą narrację o Kościele”. Chętnie bym się dowiedział, w jaki sposób mieszam nielicznych winnych z liczniejszymi niewinnymi. Ciekaw też jestem, dlaczego za krzywdzącą uważa prof. Wojtysiak moją opowieść o Kościele – i to w kontekście tego akurat wywiadu, w którym zdecydowanie zachęcam (na łamach „Gazety Wyborczej”) do trwania przy Bogu doświadczanym w tym właśnie Kościele, pomimo spotykanego w nim również zła i słabości.
A gdyby to dotyczyło „Więzi”?
KUL jest także dobrem publicznym, na co wskazał w swojej niedawnej wypowiedzi kulturoznawca prof. Jarosław Płuciennik, były prorektor Uniwersytetu Łódzkiego, luteranin. Uznawanie głosów krytycznych za przejawy „antyKUL-izmu” to odmawianie dobrej woli krytykom i uciekanie od podjęcia realnie istniejących problemów. Trzeba pamiętać, że łyżka dziegciu beczkę miodu popsuje. A samochód nie ruszy, mając nawet 75% sprawnych kół…
Zachęcony przez prof. Wojtysiaka, który takie podejście zaproponował – nawiążę na koniec do tożsamości „Więzi”. Po pierwsze, gdyby okazało się, że jako redaktor naczelny toleruję wygłaszanie na łamach naszego pisma opinii skrajnie niedopuszczalnych, gdybym pozwalał swojemu zastępcy na zawieranie cichych sojuszy z politykami i nagradzanie (tyle że „po godzinach”, w ramach działalności jakiegoś Stowarzyszenia Przyjaciół „Więzi”) osób podejrzewanych o krycie sprawców przemocy seksualnej – to wskazywanie na te problemy przez innych publicystów powinienem uznać nie za uogólniony atak na „Więź”, lecz raczej za wyraz ich troski o przyszłość naszego środowiska.
Po drugie, gdybym postępował w taki sposób, to za te moje potencjalne działania i zaniedbania rykoszetem oberwaliby także Bogu ducha winni redaktorki i redaktorzy „Więzi”, którzy z tamtymi ekscesami nie mają nic wspólnego, którzy pracowali w tym czasie nad wydawaniem wartościowych książek i artykułów – ale jednak musieliby się tłumaczyć przed innymi z tego, co się u nas dzieje. Tak funkcjonują społeczne naczynia połączone i środowiskowa współodpowiedzialność (a teologicznie mówiąc: tak się m.in. ujawnia społeczny wymiar grzechu). Nie mógłbym się więc dziwić, gdyby ktoś o tym wszystkim informował w mediach pod nagłówkiem „Źle się dzieje w «Więzi»”.
I po trzecie: gdybym się upierał, że owe tolerowane przeze mnie działania w żaden sposób „Więzi” nie szkodzą, to zrozumiałe byłoby, że ktoś w środowisku wreszcie skutecznie doprowadziłby do mojego odwołania.
Tekst ukazał się pierwotnie na wiez.pl.
Zbigniew Nosowski