Czasem podkładem do lektury Biblii jest u nas "Tadek Niejadek" czy "Tymoteusz Rimcimci" – śmieją się Szewco-Anioły.
Już wiem, o kim opowiada zamieszczona na naszej płycie „Piosenka o aniołku” – puszczam oko do Magdy Anioł i Adama Szewczyka. – To piosenka, którą dostałam w prezencie pod choinkę. W dniu zaręczyn – opowiada Magda. A Adam wyjaśnia: – Bo ja mam takie zboczenie, że wszystkie najważniejsze wydarzenia i przeżycia przekuwam na piosenki.
Szewco-Anioły przeżywają Adwent z nowo narodzonym Filipkiem (w Wigilię będzie miał miesiąc i jeden dzień). A ponieważ wspólna lektura Biblii w ich rodzinie jest codziennością, czytania wigilijne nie są jakimś odświętnym fajerwerkiem. Słowo Boże czytamy każdego dnia. Z dziećmi. Jasne, że czasami podkładem do tej lektury jest „Tadek Niejadek” czy „Tymoteusz Rimcimci”, ale co zrobić – wybuchają śmiechem. Obok nich w wózku smacznie sobie chrapie mała Łucja. To do niej należy ostatnie słowo na „gościowej” płycie.
– Na wigilię przyjeżdża cała rodzina. Jest kilkanaście osób – opowiadają muzycy. – Czy nie wstydzimy się wspólnej modlitwy? Nie. Jako „mohery” inicjujemy ją co roku. Czytamy wigilijną broszurkę, wydaną przez taką gazetę „Gość Niedzielny” (śmiech) i odważnie rozpoczynamy modlitwę.
Jaka potrawa kojarzy się nam ze świętami? Moczka! – rozpromienia się piosenkarka. To tradycyjna śląska potrawa. – Jadłam ją na wigilię i w czasie świąt, odkąd pamiętam. Kiedyś przychodziliśmy do babci, rodowitej Ślązaczki, i zapychaliśmy się moczką. Od pewnego czasu przyrządzam ją sama. Jak? Gotuję wywar z trzech głów karpi i warzyw. Dodaję marchewkę, por, seler, pasternak i troszeczkę soli. Nie dodaję pietruszki! Powstaje coś w rodzaju rosołu. Przecedzam go – do moczki dodaję jedynie sam wywar. W śląskich sklepach łatwo zdobyć specjalny piernik do ryby. Zalewam go ciemnym karmelowym (bezalkoholowym) piwem. Może być np. Karmi. Około trzech butelek piwa na pół kilograma piernika. Tak namoczony stoi przez całą noc. Później przecieram piernik namoczony w piwie na jednolitą masę. Następnie dodaję do niego ugotowane suszone śliwki w kompocie (przetarte) lub gotowe powidła śliwkowe. Kolejno dodaję stężony rybi wywar, bakalie (najczęściej łuskane migdały w słupkach i rodzynki), a na koniec wszystko słodzę miodem. Tak przygotowaną masę zagotowuję z dodatkiem masła, aby wszystkie składniki dokładnie się połączyły. Potrawa powinna mieć konsystencję budyniu. Można ją jeść zarówno na ciepło, jak i na zimno – jako deser. Aha. Nie wszyscy w domu „kupują” w ciemno moczkę. Adam spogląda na to danie bardzo podejrzliwie. A na słowa „konsystencja budyniu” reaguje bolesnym grymasem.
Marcin Jakimowicz