Polsko-żydowska trauma

„Ciągle walczymy na wojnie, która dawno minęła. Jesteśmy jak dzieci oskarżające się stale o to samo. I dlatego uważam, że potrzebujemy dobrego psychologa. Musimy wszyscy wziąć głęboki oddech”, mówił mi w piątek izraelski pisarz Jossi Klein Halewi. To pewna alternatywa dla dwóch skrajności: agresji z jednej i uległości z drugiej strony.

Sposób, w jaki opisujemy konflikt polsko-izraelski (i szerzej: polsko-żydowski), jest pewną decyzją: taktyczną, polityczną, intelektualną, moralną.

Można na przykład zdecydować się na język wojny i odpowiadać podobną agresją, z jaką, niestety, wypowiada się część polityków izraelskich. Można zatem wysypać gruz pod ambasadą izraelską w Warszawie i uznać, że to adekwatna odpowiedź na nieuzasadnione roszczenia. Nie trzeba jednak wielkiej wyobraźni, by rozumieć, że problemu to nie rozwiąże, godności nam nie doda, za to nakręci spiralę kolejnych oskarżeń.

Można też przyjąć postawę całkowitej uległości i przytakiwać każdemu roszczeniu strony żydowskiej, które nie bierze pod uwagę polskiej wrażliwości i konieczności prawnego uregulowania wolnej amerykanki czy raczej dzikiej prywatyzacji. Skutek może być podobny, jak w przypadku pierwszego modelu: ani godności, ani spokoju (poza jego chwilowymi pozorami) to nie zapewni.

Poza tymi dwiema skrajnościami, są jeszcze dwie inne możliwości. Pierwsza dotyczy przede wszystkim decydentów, polityków, rządzących, komentatorów. Ci nie mogą sobie pozwolić ani na agresywną retorykę, ani na infantylną uległość. Mogą i powinni brać pod uwagę okoliczności prawne oraz bezpieczeństwo swoich obywateli. Muszą mieć świadomość, że na tzw. restytucji mienia pożydowskiego interesy robią również różnego rodzaju mafie, o których napisał nawet izraelski dziennik „Haarec”, wykorzystujące słabość polskiego prawa z jednej oraz krzywdę ofiar Holocaustu z drugiej strony. I tu konieczny jest z jednej strony twardy pancerz, by nie ulec medialnej histerii i (nie)dyplomatycznym naciskom, a z drugiej – gotowość rzeczowej rozmowy ze stroną izraelską, której skutkiem powinno być zachowanie swojego prawa do podejmowania suwerennych decyzji.

Jest jednak jeszcze czwarta możliwość – i nie jest ona konkurencyjna dla tej trzeciej, choć jest z pewnością wyraźną alternatywą dla dwóch pierwszych. To przyjęcie perspektywy, która pozwala zrozumieć najgłębsze przyczyny nieustannych sporów polsko-żydowskich.

„Problem, moim zdaniem, nie jest ani polityczny, ani nawet historyczny, tylko psychologiczny. Uważam, że nasze dwa narody potrzebują dobrego psychologa, który pomógłby naszym relacjom”, mówił mi przed weekendem izraelski pisarz i dziennikarz, Jossi Klein Halewi. Cała rozmowa ukaże się w najbliższym „Gościu Niedzielnym” (GN nr 27, dostępny od najbliższego czwartku), ale chcę już teraz zasygnalizować jej główną myśl. Najlepiej oddaje ją chyba ten fragment:

Skoro jesteśmy tak bardzo do siebie podobni, to dlaczego tak bardzo się nie rozumiemy?

Jossi Klein Halewi: Bo uczyniliśmy siebie wzajemnie symbolami naszych najgłębszych zranień i strachu. Dlaczego tak się stało? To jest właśnie ten obszar, w którym mogą nam pomóc bardziej psychologowie niż historycy. Kiedy myślę o gniewie, jaki wielu Żydów pokolenia Szoah miało w stosunku do Polski, to sądzę, że częściowo był to efekt przekonania, że wprawdzie Niemcy byli wrogami, ale to byli dla nas ludzie bez twarzy, obcy, tymczasem Polacy byli sąsiadami. I jeśli twój sąsiad nie pomaga ci tak, jak, w twoim przekonaniu, mógłby pomóc, czujesz się zdradzony.

Odnoszę jednak wrażenie, że „tym obcym” wybaczyliście wszystko, a sąsiadom, choć również byli ofiarami, już nie.

Większość Żydów oczywiście rozumie, że to Niemcy dokonali zbrodni. Część Żydów ma jednak poczucie, że Niemcy już za wszystko przeprosili, próbowali zadośćuczynić, a Polacy nigdy nie wzięli odpowiedzialności za swoje winy. Ale uwaga: równocześnie Żydzi wiedzą, że największa liczba drzew w Ogrodzie Sprawiedliwych w Instytucie Yad Vashem upamiętnia Polaków, którzy pomagali Żydom; mają zatem świadomość, że to Polacy są najliczniejszą grupą odznaczonych tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

I gdzie tu logika?

Jacek, właśnie o to chodzi, że nie rozmawiamy o żadnym racjonalnym procesie. To nie jest rozmowa na argumenty, które możemy sobie nawzajem przedstawiać i nawzajem się przekonywać. To tutaj nie działa. Mamy do czynienia z nierozwiązaną traumą, którą dwa narody noszą w sobie. Nie można więc rozmawiać o logice, tylko o gniewie, ranach i o tym, jak nawzajem traktujemy swoje cierpienie. I oba nasze narody mają poczucie, że druga strona nie szanuje mojego cierpienia. Dlatego zostawiam w tym miejscu debatę o tym, czy Polacy pomagali, ilu Polaków pomogło, ilu zdradziło – nie sądzę, by to było pomocne we wzajemnym zbliżeniu naszych narodów. Głębsza przyczyna nieporozumień między naszymi narodami jest taka, że żyliśmy w niewyobrażalnie trudnych okolicznościach i tożsamość ofiar, która jest centralna dla obu narodów, zderzyła się na tej samej ziemi. Żydzi nigdy nie rozumieli skali polskich cierpień i tragedii w czasie II wojny światowej i w ciągu wieków wcześniej. Nie mogliśmy tego zrozumieć, bo byliśmy przytłoczeni naszą własną tragedią oraz mieliśmy głębokie poczucie, że nie spotkaliśmy się z wystarczającą solidarnością ze strony naszych polskich sąsiadów.


Trzeba przeczytać cały wywiad, by te myśli wybrzmiały mocno w całym kontekście (pojawiają się też wątki odnowy duchowej i przełamania traumy pod wpływem…spotkania z Kościołem w Polsce oraz znakomita analiza dawnego sporu o obecność karmelitanek w Auschwitz), ale przywołany fragment pozwala dotknąć tego, co wydaje się zadaniem do odrobienia przez kolejne pokolenia i Polaków, i Żydów. Spierajmy się o historię, umiejmy artykułować swoją rację stanu, nie ulegajmy szantażowi, ale dodajmy do tego również tę perspektywę, która wymaga rzeczywiście bardziej terapii niż walki na argumenty. I jeszcze jeden kluczowy wątek. Jossi mówi: „Jestem przekonany, że powinniśmy o tym wszystkim mówić bardziej wprost w kategoriach religijnych, posługując się językiem wiary. Czego Bóg chce od Polaków i Żydów w tym momencie, po wszystkich zranieniach, które oba narody doświadczyły? To nasza odpowiedzialność jako wierzących Żydów i katolików. Potrzebujemy zdobyć się na religijną hojność. Dlaczego judaizm i chrześcijaństwo zostawiamy za drzwiami, gdy zaczynamy rozmawiać o historii i relacjach między narodami? Co się stało z naszą wiarą? Nasi rabini i księża też mają tu swoją odpowiedzialność. Kiedy słucham wypowiedzi niektórych rabinów w Izraelu i księży w Polsce, nie mam pewności, że Bóg jest z tego powodu szczęśliwy”.

Cały wywiad z izraelskim pisarzem już w najbliższy czwartek w papierowym „Gościu Niedzielnym” i na gosc.pl

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina