Dekolt dla Białorusi? – czyli o tym, dlaczego nie wolno ośmieszać wartości.
Dlaczego Robertowi Lewandowskiemu wolno pokazywać gołą klatę, a już pani Janie Shostak nie wypada? Pytanie tylko na pozór wydaje się retoryczne, a wręcz i głupawe, bo temat na poważnie dyskutowany jest wśród publicystek i publicystów. Do rozważania pani Jany o tym, „dlaczego Robert Lewandowski nie musi nosić stanika, a ja muszę”, dołączyły „siostry”, które zjawisko nazywają przejawem patriarchatu, przemocy wobec kobiet i ich wyzysku. Bo przecież klata Lewego niczym się nie różni od klaty Shostak. Pomijając już kwestie cywilizacyjne i kulturowe, to trzeba przypomnieć chyba podstawy biologii: otóż klaty bezdyskusyjnie różnią się. Ale to akurat najważniejsze nie jest. W żenującej dyskusji o klatach umyka bowiem sprawa ważniejsza: walki z reżimem Łukaszenki, który gdzieś tu niestety niknie. Czy raczej jest wypaczany, ośmieszany. Komu na tym zależy?
Jana Shostak, białoruska opozycjonistka, przebywająca w Polsce, robi sporo szumu, wrzeszcząc i piszcząc niby to w obronie wolności Białorusi, a ku uciesze gawiedzi. A jeszcze więcej robi zamieszania za pomocą mocno wyciętego dekoltu, a nawet braku bielizny. Oczywiście w imię walki z reżimem Łukaszenki. Efekt przewidywalny, głupawy i śmieszny. Feminizujące komentatorki stawiają Shostak niemalże pomniki i biorą ją na sztandary. Ludzie, którym naprawdę zależy na Białorusi i wolności kraju, pukają się z niesmakiem w głowę. A gawiedź rechocze rubasznie, czekając na kolejny pisk pani Jany, a jeszcze bardziej – na skąpe ubranko.
Co dalej? Tu przypomina się tweet pisarza Jacka Piekary ilustrujący powyższe. Fragment wpisu: „– A teraz patrz, Aleksander, jak szybciutko ośmieszymy tych, którzy są przeciwko tobie, i zamienimy ich w oczach ludzi w infantylnych durniów. – Myślisz, Wołodzia, że taka rzecz się w ogóle uda? – Ech, Oluś, Oluś…” Oby był to jedynie wpis fikcyjny, związany z wyobraźnią znanego autora literatury fantasy.
A jako druga scena przypomina się filmik z rejonu Lidy. Nakręcony zwykłym telefonem, przerzucony cichcem do Polski. Na nim dziesiątki kobiet w różnym wieku modlą się za kraj i o wolność. One naprawdę cierpią, naprawdę codziennie ryzykują. Ich rodziny podobnie – często przebywają w więzieniach, tracą wszystko. Za kobietami czają się uzbrojone po zęby służby Łukaszenki. Nie wiadomo, co będzie dalej. Uderzą od razu? Czy poczekają na dogodniejszy moment? Nie zapominajmy o tysiącach autentycznych białoruskich opozycjonistów. Także zwykłych dzielnych kobiet. Na Białorusi naprawdę trwa walka. I oby nie udało się jej ośmieszyć w Polsce…•
Agata Puścikowska