Edukacja nie może przypominać uczenia się słów na pamięć czy grania „na ucho”. Niestety przypomina. Gdy przychodzi kryzys, gdy w przestrzeni publicznej pojawia się zagadnienie, o którym w szkole nie mówiono, stajemy się bezradnie podatni na manipulacje i kłamstwa.
Przez kilka lat, jako dziecko, uczyłem się gry na skrzypcach. Nie powiem, że było to dla mnie doświadczenie miłe. Doceniłem umiejętność gry na instrumencie dopiero wiele lat po zakończeniu muzycznej edukacji. Ze szkoły muzycznej pamiętam głównie trud i łzy, choć wiem, że nauka może być przyjemna, że może być odkrywaniem, a nie pracą w kamieniołomie. Pamiętam z tamtego czasu, że o ile granie ze słuchu nie było dla mnie większym problemem, o tyle nauka gry z nut była okropnością w czystej postaci. Nie rozumiałem, po co mam to robić, skoro na ucho wygrywałem wszystko, co trzeba. Nie rozumiałem też, dlaczego nauczyciel kładł tak duży nacisk na styl gry, na to, jak trzymam smyczek, jak układam palce na strunach. Niektóre z tych pozycji sprawiały mi prawdziwą trudność fizyczną. W końcu nadgarstek też ma swoje ograniczenia, nie da się go wygiąć dowolnie.
Dzisiaj ten upór starszego nauczyciela rozumiem, choć wciąż uważam, że można było tamtą wiedzę przekazać w bardziej przyjazny dla dziecka sposób. Nauka nut czy zwracanie uwagi na technikę gry ma ogromne znaczenie, bo daje podstawę do dalszej pracy, już poza szkołą. To jak nauka alfabetu. Jasne, że można się nauczyć setek słów na pamięć albo można się nauczyć alfabetu, dzięki któremu przeczytamy ich tysiące i dziesiątki tysięcy. To szczególnie widoczne w językach, w których alfabet jest inny niż nasz. Uczyć się alfabetu, choć to trudniejsze, czy uczyć się słów? To drugie daje natychmiastowy efekt, ale ma swoje ograniczenia, nie jesteśmy przecież w stanie nauczyć się wszystkiego. Nauka alfabetu nie daje szybkiego efektu, ale daje podstawy, na których można budować.
Szkoła zbyt często uczy na pamięć, a zamiast mówić, „jak jest”, powinna mówić „sprawdź, jak jest”. Powinna uczyć metody naukowej, weryfikowania, sprawdzania, posługiwania się źródłami. Raczej zadawania (sobie) pytań niż bezrefeksyjnego słuchania odpowiedzi. Tylko wtedy mamy szansę radzić sobie z tematami, zagadnieniami, których „nie było w szkole”. Zagramy a vista każdy utwór, gdy nauczymy się nut, przeczytamy każdy tekst, gdy nauczymy się alfabetu. Nasza szkoła wypuszcza w świat rzesze młodych z głowami pełnymi „słów na pamięć”, ale niestety zbyt często bezradnych wobec manipulacji i zwykłych kłamstw. Łatwiej uczyć lewych i prawych dopływów Wisły albo cyklu rozrodczego pantofelka niż metody naukowej.•
Tomasz Rożek