Życie duchowe ma swoje filary – pewne, nienaruszalne, niepowątpiewalne. To coś więcej niż pobożne praktyki, choć oczywiście i do tego można je sprowadzić. Są raczej potwierdzonym przez autorytet Kościoła uprzywilejowanym sposobem spotkania z Bogiem, dzięki któremu w szczególny sposób możemy doświadczać Jego obecności. Gdybyśmy się tylko solidnie, z wiarą na nich wsparli, moglibyśmy spokojnie przetrwać każdą burzę w Kościele. A jednak napierające na nas z różnych stron eklezjalne kryzysy właśnie to doświadczenie Bożej obecności uszkadzają w nas najbardziej.
31.05.2021 13:09 GOSC.PL
Życie z Bogiem ma swoje prawa. Możemy oczywiście uważać się za wierzących katolików, jednak prawdziwe bycie w Kościele to nie tylko kwestia deklaracji, ani nawet wyznawanego systemu wartości. To wciąż zbyt mało – podobnie zresztą jak deklaratywne uznawanie głoszonych przez Kościół prawd wiary czy zasad moralnych. Autentyczne chrześcijaństwo wyraża się w postawie wiary, która z kolei ma swe przełożenie na określoną duchową praktykę. To zresztą zupełnie oczywiste – trudno jest wyobrazić sobie kogoś, kto deklaruje wiarę w osobowego Boga, a jednocześnie stroni od jakiejkolwiek formy głębszej relacji z Nim. Praktyka więc, to nic innego jak budowanie więzi z osobą Tego, który pierwszy chce wejść z nami w dialog. Sercem duchowego życia z Bogiem jest więc fundamentalne przekonanie, że Bóg jest obecny w nas i dla nas, a właściwą przestrzenią rozpoznawania tej obecności oraz zawiązywania relacji z Nim jest dla nas Kościół. To właśnie Kościół, oprócz całego spektrum duszpasterskich ofert i propozycji pogłębiania wiary, wskazuje nam również filary tej relacji i angażuje cały swój autorytet, aby nas przekonać, że jeśli się na nich oprzemy, spotkamy Boga.
Zatem o jakie filary chodzi? Po pierwsze – sakramenty, na czele z Eucharystią i wszystkim, co z niej wynika (zwłaszcza tajemnicą obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie). Po drugie – Pismo Święte, wraz z obietnicą, że to słowo Boga, a ten, kto je regularnie czyta i modli się nim, wchodzi w kontakt z Bożym objawieniem. Po trzecie – modlitwa osobista oraz zapewnienie, że każdy, kto ją praktykuje w sposób regularny i pogłębiony, korzystając z całego spektrum form i metod, które Kościół przez wieki wypracował, obcuje duchowo z Bogiem. Te trzy filary dostępne są dla każdego z nas, niezależnie od tego, co dzieje się aktualnie wokół i w jakiej kondycji Kościół się znajduje. Oczywiście, życie duchowe to nie tylko te trzy filary. Gdybyśmy jednak wszystko inne utracili, one właśnie pozwoliłyby nam wzrastać w życiu duchowym i pogłębiać więź z Bogiem – nawet jeśli nie moglibyśmy uczestniczyć w Eucharystii bezpośrednio, a komunia święta byłaby możliwa tylko duchowo.
Co to znaczy w praktyce? Przede wszystkim, że nasze życie duchowe nie zależy najpierw od takich czy innych autorytetów – od ich homilii, rekolekcji, nauczań czy konferencji – choć wszystko to oczywiście może być dla naszej wiary pomocne. Samo w sobie nie jest również wypadkową tego, czy nasze autorytety akurat upadają czy powstają, czy w Kościele jest mniej lub więcej ludzkiego grzechu, albo też – czy wiernych na mszach przybywa, czy też ubywa. Nasza wiara zależy najpierw od tego, na ile my sami autentycznie żyjemy z Bogiem. Nie dziwmy się zatem, że kryzys w Kościele tak bardzo w nas uderza. Nie mam zamiaru w najmniejszym stopniu go bagatelizować. Chcę jednak zwrócić uwagę na fakt, że gdyby nasza postawa wiary była silnie oparta na owych trzech filarach, łatwiej byłoby nam przeżywać to, co na wiele sposobów tak gorsząco nas dotyka. Tymczasem niejednokrotnie jest na odwrót – to zgorszenia osłabiają naszą wiarę i rozkruszają życie duchowego. Dlaczego? Może dlatego, że często pod przykryciem duchowej praktyki kryje się nie osobisty wybór i autentyczna relacja, ale przyzwyczajenie, tradycja, wychowanie czy religijna poprawność, które chwieją się wtedy, gdy nasza wiara poddawana jest konfrontacji z trudną rzeczywistością. Nie chcę w tym miejscu generalizować i upraszczać. Mam świadomość, że niejednokrotnie poważny kryzys duchowy jest wynikiem dramatycznych okoliczności – zwłaszcza, gdy ktoś jest ofiarą konkretnego zła spowodowanego przez ludzi Kościoła. Chcę tylko zwrócić uwagę, że czasami ogromnie frustrujące, napełniające poczuciem bezradności, wstydu lub najzwyklejszej złości zgorszenia mają takie przełożenie na naszą wiarę, jakie sami im nadamy; rozbijają ją w takim stopniu, w jakim pozwala na to jej krucha, nieugruntowana struktura. Nie jest tu bez znaczenia, czy i na ile obecne są w naszym życiu duchowym Pismo święte, modlitwa i Eucharystia.
Aleksander Bańka