Rafał Brzozowski nie doczeka się za swój występ pomnika jak Conchita Wurst, ale mogło być znacznie gorzej.
21.05.2021 17:26 GOSC.PL
Eurowizja to dziwny konkurs. Niby ogląda go prawie 200 mln ludzi, piosenkarze występują jako narodowi reprezentanci i jeśli wygrają, kraj świętuje. A jednocześnie nie za bardzo wiadomo, czy ktoś traktuje festiwal poważnie. Widzowie nie są szczególnie przywiązani do artystów, których widzieli na scenie przez 3 minuty. Jeśli nawet na kogoś zagłosują, to nie znaczy, że później pójdą na jego koncert. Od pół wieku nikt nie powtórzył przecież sukcesu Abby, która zrobiła międzynarodową karierę dzięki Eurowizji, a i na polskim podwórku nie wylansował się na tym konkursie nikt od czasów Anny Marii Jopek (o ile o niej można to powiedzieć).
Eurowizja coraz bardziej staje się paradą dziwolągów, a jej twórcy są chyba z tego zadowoleni. W założeniach była typowym festiwalem popu. Nie wysyła się tam Opery Królewskiej, ani – gdyby iść w inną stronę – Dezertera czy Bonusa RPK, ale też nie należałoby serwować międzynarodowej widowni Zenka Martyniuka. Potrzeba szybko wpadającego w ucho utworu, fajerwerków i stroboskopu, ewentualnie, jeśli ktoś chce być oryginalny, można próbować wyróżnić się spokojnym stylem. Jednak coraz więcej jest artystów celowo walczących o status gwiazdy youtube’a. Oglądaliśmy już przebranego za panią pana tańczącego z gwiazdą na głowie, śpiewaka z kolcami na kurtce zamkniętego w klatce i chłopców udających łódkę. Organizatorzy mają powody do zadowolenia – widz oglądający Eurowizję dla beki łyka przecież reklamy dokładnie tak samo jak ten, kto z wypiekami na twarzy czeka na artystyczne objawienie. Czasem też specyficzna estetyka przynosi sukces samemu artyście. W końcu Conchita Wurst wygrała parę lat temu festiwal, za co postawiono jej w Austrii pomnik (dosłownie). Wcześniej triumfował fiński zespół Lordi, którego członkowie występują w gumowych strojach mumii i zombie.
Na takim tle nasz tegoroczny reprezentant wypada nieźle. W historii polskich występów na Eurowizji Rafał Brzozowski znajdzie się obok Piaska czy Sixteen – przyjechał, zaśpiewał i pojechał. Wypadł blado i nie wszedł do finału, ale w przeciwieństwie do Donatana i Słowianek ubijających masło nie znajdzie się w internetowych zestawieniach najbardziej widowiskowej żenady festiwalu. To mimo wszystko lepsze.
Jakub Jałowiczor