Próba ustalenia, kto jest winny kolejnego wybuchu konfliktu izraelsko-palestyńskiego, przypomina śledztwo w sprawie bójki między młodszym rodzeństwem: każdy ma trochę racji, wersja każdego brzmi prawdopodobnie. Winnego brak, same ofiary. Czy to oznacza, że dotarcie do prawdy jest niemożliwe?
Każdy, kto choć raz próbował dojść tego, kto zaczął kłótnię czy bójkę między regularnie wojującymi ze sobą dziećmi, wie, że to próba karkołomna. Wina jest zawsze jego (jej), a każdy z oskarżających, trzęsący się z emocji, jest równie przekonujący co oponent. Oczywiście wnikliwe śledztwo rodzica jest w stanie wykazać, kto tym razem zaczął, ale czy to oznacza, że druga strona, ta „mniej winna”, jest wyłącznie ofiarą? Trudno oprzeć się wrażeniu, że z podobną sytuacją mamy do czynienia za każdym razem, gdy z nową siłą odzywa się ciągle żywy konflikt izraelsko-palestyński. Z jedną co najmniej różnicą: o ile w przypadku skłóconych dzieci rodzic najczęściej próbuje wysłuchać racji każdej strony, o tyle tutaj każda strona ma swoich sekundantów, którzy nie starają się nawet wziąć pod uwagę tego, że źródła konfliktu są bardziej złożone, niż przedstawia to ich faworyt. Taka już natura prawdziwej wojny – a to jest wojna. Choć zupełnie inna niż wszystkie znane wojny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina