Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej.
Kiedy mijam jeden z najpiękniejszych katowickich pomników, prymasa Hlonda wpatrzonego w katedrę Chrystusa Króla, wracają do mnie jego słowa, znane każdemu katolikowi w Polsce: „Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej”. Zdaje się wyraźnie kierować te słowa do Kościoła, na który spogląda i któremu służył. Tak brzmi odpowiedź na tytułowe pytanie. Jak? Przez Maryję. W miesiącu maryjnym niech to wybrzmi jednoznacznie, dobitnie.
Ale co to właściwie znaczy – „Zwycięstwo, jeśli przyjdzie, przyjdzie przez Maryję” (to bardziej popularna wersja słów prymasa)? Mówiąc najprościej: wiernie Ją naśladując (1) oraz modląc się z Nią i do Niej, rozwijając Jej kult (2). Uratujemy Kościół i zwyciężymy przez życie na Jej wzór i przez maryjną modlitwę – wzajemnie się wzmacniające. To pewne.
(1) Kwestia kluczowa dla duchowego stanu naszego świata i dla najgłębszych warstw kryzysu Kościoła to kwestia wolności. Dominuje dziś bowiem fałszywe pojęcie wolności, dewastujący epokę błąd w jej rozumieniu i praktykowaniu. Sądzi się powszechnie, że sednem wolności, jej pierwszym słowem, jest możliwość powiedzenia „nie”. Móc powiedzieć Bogu „nie” jest w tym popularnym jej ujęciu samą istotą ludzkiej wolności. Trucizna działa tak: ponieważ do istoty wolnego człowieka należy wolność mówienia „nie”, dlatego zejście w ciemność grzechu jest pełną niezależnością. Wtedy dopiero jesteśmy w pełni sobą, gdy skierujemy się przeciwko Bogu. Czyli zło jest w gruncie rzeczy dobrem, potrzebujemy zła, aby móc doświadczyć pełni życia. Tym samym grzech jest ciekawy, a sama świętość nudna. W tym modelu jest tworzona dziś (pop)kultura.
Tymczasem jest dokładnie odwrotnie i o tym mówi postać Maryi, Jej życie. „Nie” rzucone w twarz Bogu nie buduje, lecz niszczy. Wszystko, co jest w opozycji do Boga, pozostaje też w opozycji do prawdy i miłości. Prawdziwa wolność i jej owoce (wszelka kreatywność) rozwijają się wyłącznie w przestrzeni posłuszeństwa Bogu i Jego Ojcowskiego planu miłości. Wolność jest córką łaski. Maryja, „pełna łaski”, tym samym najpełniej wolna, mówiąca Bogu „tak” podczas zwiastowania i w ciągu całego życia, jest najgenialniejszym po Jezusie przykładem i wzorem tego, że im bliżej Boga, tym większa jest wolność. Ona, która stała się mieszkaniem Boga, uczy nas, że mieszka On nie pośród kamieni, ale w „tak” człowieka, który radykalnie daje Bogu do dyspozycji siebie w całości swego bytu i istnienia. Zrób ze mną i z moim życiem, co uważasz za słuszne, ufam Ci, „oto Ja, służebnica Pańska”. Owo „tak” wobec woli Boga, kształtuje/formuje w człowieku Chrystusa – jak uformowało Go w Niej. Tylko wówczas w nasz świat może wcielić się Bóg, kiedy nasza wolność mówi „tak” łasce. Naśladować Ją w tym zasadniczym czynie Jej serca znaczy ocalić Kościół.
(2) Czcić Ją, modlić się z Nią i do Niej. Odrzucić protestantyzującą katolicyzm ideę, że kult Jej oddawany jest rzekomo zabierany Chrystusowi. Jest dokładnie odwrotnie: uwielbienie Maryi jest uwielbieniem Chrystusa, a historia pokazuje, że odrzucenie kultu maryjnego w sposób nieunikniony kaleczy i odrzuca wiarę w Chrystusa (w Jego człowieczeństwo, w Jego Boskość, w Jego Kościół). Wszystkie dogmaty maryjne (Matka Boża, Dziewica, Niepokalanie Poczęta, Wniebowzięta) wskazują jednoznacznie na Niego. Na tysiącach obrazów trzyma Ona na rękach Jezusa, zasłania Nim siebie i daje Go nam z przesłaniem: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Jak w Kanie: nie prosi o cud, ale uczy wiary i zaufania do Chrystusa.
Kościół potrzebuje Maryi, bo sam jest Oblubienicą, a oddawanie Maryi czci jest dla Kościoła szkołą – w której Ona jest Nauczycielką – jak być wspólnotą serdecznie się modlącą. A bez tego Kościół będzie jedynie zimną instytucją pełną męskich ambicji i wad – nie do uratowania. Maryja wprowadza do serca Kościoła ciepło, emocje, kobiecą mądrość, co świetnie pokazują nabożeństwa majowe: tu pobożność naturalna (też sentymentalna, bo ludzka) zostaje przemieniona w żywą wiarę. A do wiary zawsze należy radość – Magnificat mówi o tym aż nadto wyraźnie. Więc podczas majowej modlitwy Kościół robi to, co Jan w łonie Elżbiety: naśladuje Dawida, tańcząc z radości przed Maryją, prawdziwą Arką Pana.
„Pod Twoją obronę” to najstarsza poza Biblią maryjna modlitwa chrześcijan. Znaleziono ją na egipskim papirusie z IV w. Wołali do Niej, wtedy, wobec tamtych złych przygód – przemocy politycznej, zagrożeń siłami przyrody, idei antychrześcijańskich, własnych słabości.
Demony naszego czasu, grożące dziś Kościołowi, też nie są od Niej silniejsze. Zwycięstwo przyjdzie przez Nią. •
ks. Jerzy Szymik