Myśl wyrachowana: Kiedy człowiek robi, co chce, przestaje wiedzieć, czego chce.
Posłanka Wanda Nowicka oznajmiła na Twitterze: „Złożyłam projekt ustawy parytetowej, zgodnie z którym na listach wyborczych do Sejmu, Parlamentu Europejskiego i samorządów będzie 50% każdej z płci naprzemiennie. Obecnie prawo gwarantuje kobietom 35% miejsc na listach. Ale to mało, by poprawić reprezentację kobiet. Czas na następny krok!”.
I to jest zagadka matematyczna: jak każda z ponad 50 płci ma otrzymać na listach 50 proc. reprezentacji? I to naprzemiennie?
W normalnych warunkach należałoby zapytać, czy przepychanie kobiet na siłę do różnych gremiów nie jest dla nich uwłaczające. Już obecnie istniejące parytety stanowią wątpliwy sposób „promocji kobiet”, bo to zaklinanie rzeczywistości, w której kobiety niekoniecznie chcą robić to samo co mężczyźni.
Ale to nie są normalne warunki. No bo tak: walka o prawa kobiet, jakiej poświęciły się pokolenia zacnych pań feministek, nagle traci sens w obliczu ideologii gender (a tę wyznaje i nawet wykłada także pani Wanda Nowicka). Skoro bowiem każdy może sobie wybrać coś dla siebie z pęczniejącego wciąż katalogu płci – to o kim mowa, gdy mowa o kobietach? Skąd wiemy, kto jest kobietą, skoro każdy może nią zostać, a każda może przestać nią być? Komu obecne polskie prawo gwarantuje 35 proc. miejsc na listach, jeśli w określeniu płci cechy fizyczne nie są decydujące? I dlaczego dla Wandy Nowickiej to jest za mało, skoro brakujące 15 proc. może uzyskać drogą perswazji, przekonując osobniki uważające się obecnie za męskie, że są kobietami?
Parytety w tej koncepcji stają się przeżytkiem, a nawet dowodem płciowego szowinizmu i wstecznictwa. Ale nie może inaczej być, bo po przyjęciu genderowej wizji świata wszystko staje na głowie. Jak, na ten przykład, feministki chcą walczyć z przemocą wobec kobiet, gdy taki damski bokser sam ogłosi się damą, a osoba przezeń boksowana okaże się „niebinarna”?
Według teorii, którą same, drogie panie, forsujecie, nie można określić płci jakiejkolwiek osoby bez przeprowadzenia z nią wywiadu. A gdy już osoba ta zadeklaruje swoją płeć, skąd wiecie, czy jutro nie zmieni zdania, a z nim „tożsamości płciowej”?
Absurdy wynikające z pomieszania płci widać co krok. Jak ludzkość, i to głównie w swojej najbardziej „cywilizowanej” części, mogła wpaść w taki obłęd? To byłoby nawet bardzo śmieszne, gdyby nie to, że konsekwencją tego szaleństwa będą (a gdzieniegdzie już są) ustawy i dekrety zmuszające wszystkich do jego akceptacji, następnie aprobaty, a w końcu ubóstwienia. W tym zaś modelu nie zmieszczą się ci, którzy czczą Boga jedynego. I wtedy „będzie ciekawie”.
Franciszek Kucharczak