Jakim typem duchowym jesteś?

Papier, kamień, nożyce...?

Chyba wszyscy znają zabawę pod nazwą: papier, kamień, nożyce. Gdyby jednak ktoś jej nie znał, tłumaczę: jej uczestnicy na dany sygnał albo układają dłoń płasko (papier), albo zaciskają ją w pięść (kamień), albo układają palce tak, by przypominały nożyce. Kto wygrywa? Kamień tępi nożyce, ale da się owinąć papierem. Papier owija kamień, ale jest cięty przez nożyce. Nożyce tną papier, ale tępią się na kamieniu. Czyli żaden wybór nie daje gwarancji zwycięstwa, ale też nie skazuje z góry na porażkę.

Wydaje mi się, że w życiu duchowym też bywamy papierem, kamieniem albo nożycami. A to, do której kategorii pasujemy, zależy od tego, przeciw której cnocie boskiej skierowane są najsilniejsze pokusy: wierze, nadziei czy miłości.

Kamień to symbol stałości w wierze i niezachwianej nadziei. Ale też serce z kamienia to serce, któremu brakuje miłości. "Ty masz wytrwałość: i zniosłeś cierpienie dla imienia mego - niezmordowany. Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości" – mówi Apokalipsa (2, 3-4). Metaforycznym kamieniem może być np. rodzic, który wychowuje swe dzieci w wierze i - choć bywa ciężko - ufa, że wyjdą na ludzi, bo wie, że ostatecznie to Bóg jest najlepszym ich ojcem. Ktoś taki nie przeżywa większych pokus przeciw wierze czy nadziei, a jeśli już, to pokonuje je względnie łatwo albo raczej pokonał je już dość dawno. Jeśli przychodzą na niego pokusy, to raczej przeciwko miłości. Mogą to być trudności z zaakceptowaniem porażek dziecka, wpadanie w żal lub gniew z powodu jego nieposłuszeństwa, braku wdzięczności czy manifestowania niewiary. Kamieniem może być też działacz pro life, który wierzy, że życie jest święte; ufa, że walka o życie tych najmniejszych jest słuszna i musi zakończyć się zwycięstwem – jeśli nie w tym życiu, to w przyszłym. Większym wysiłkiem jest dla niego pokonywanie pokus przeciwko tym, którzy lekceważą życie, potrafią je zdeptać w imię własnej wygody, chorej ideologii czy po prostu dla pieniędzy. Ale przecież i oni są dziećmi Bożymi, którym należy się miłość i szacunek, nie sąd – bo sąd należy do Boga.

Papier jest miękki – nie brakuje mu miłości, tolerancji czy akceptacji. Potrafi bez cierpiętnictwa służyć innym. Lać zupę w menażki bezdomnych. Towarzyszyć niepełnosprawnym. Gdy słyszy: "potrzebujemy wolontariusza", biegnie natychmiast. Jest niepoprawnym optymistą. Ufa, że sprawy potoczą się w dobrym kierunku. Że alkoholik – jeśli doświadczy miłości – może przestać pić, a bezdomny może znaleźć pracę i dach nad głową. A jeśli nawet tak się nie stanie, nie uważa tego za powód, by odwrócić się do nich plecami. Jego pokusy skierowane są raczej przeciwko wierze. Taką pokusą często bywa wpadanie w "dobroludzizm", czyli przekonanie, że nieważne jest w co/w kogo się wierzy; ważne, by być "dobrym człowiekiem". Literackim przykładem takiej postaci jest niewierzący, ale dzielnie walczący o swych pacjentów dr Rieux  z "Dżumy" Alberta Camusa.

Nożyce wykonane są ze stali, która symbolizuje stałość wiary. Ich ostre krawędzie czynią z nich dobre, użyteczne narzędzie czynnej miłości. Zarazem ostrze to jest ich słabym punktem. Jest delikatne, wrażliwe. I z czasem może się stępić. Zmęczyć się ciągłym pokonywaniem oporu, walką z przeciwnościami. Może stracić radość, stracić nadzieję. Jak matka niepełnosprawnego dziecka, która latami żyje dla niego, aż w końcu czuje się jak stępione nożyce – zużyte narzędzie. Nie ma sił, staje na progu rozpaczy. Albo jak kapłan czy biskup, który uwierzył w Boga całym sercem i starał się służyć Mu gorliwie. Jednak szlachetne ostrze tak długo było oblewane kwasem ludzkiej niewdzięczności i samotności, że pojawiła się na nim rdza – wrażliwość wypalona tak, że została po niej tylko gorycz. Nie osłodzi jej żadna ludzka pociecha.

W grze w "kamień, papier, nożyce" chodzi o to, by pokonać przeciwnika. To słaba strona mojej metafory. Nie o to mi chodzi. Chodzi mi raczej o to, że żadna z tych rzeczy nie ma oczywistej przewagi nad wszystkimi pozostałymi – żadna nie jest lepsza ani gorsza od drugiej, każda ma swoje mocne i słabsze strony. Jest więc między nimi swego rodzaju równowaga.

To tak, jak z nami, ludźmi. Nikt nie jest lepszy od bliźniego. Ani gorszy. To, że ktoś podlega (i ulega) innym pokusom niż ja, nie czyni mnie od niego ani lepszym, ani gorszym. Każdy z nas ma swoje mocniejsze i słabsze strony. Nie jest to jednak powód ani do popadania w zniechęcenie, ani przyjmowania postawy surowego sędziego. To powód, by siebie i innych oddawać miłosierdziu Pana wszech rzeczy.

Na tym polega najlepsza, bo zawsze zwycięska strategia w tej duchowej grze w kamień, papier, nożyce.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Jarosław Dudała Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.