W przestrzeni publicznej funkcjonuje termin „koronasceptycyzm”. Sugeruje on, że osoby wątpiące w istnienie koronawirusa (i jego konsekwencji) są intelektualnie spokrewnione z filozoficznymi sceptykami. Nic bardziej mylnego. Prawdziwi sceptycy byli tytanami myśli, która w koronasceptycyzmie doczekała się swej karykatury.
20.04.2021 09:29 GOSC.PL
Czym korona-sceptycyzm różni się od sceptycyzmu filozoficznego?
Po pierwsze, korona-sceptycyzm jest sceptycyzmem lokalnym, a klasyczny sceptycyzm filozoficzny jest sceptycyzmem globalnym. Sceptycy globalni wątpią nie tylko w istnienie wirusa SARS-Cov-2, ale także w istnienie jakichkolwiek wirusów i przeciwciał, w istnienie psów, kotów i myszy, w istnienie gwiazd, komet i planet itd. Mówiąc krótko: sceptycy globalni wątpią w istnienie całego świata. Łatwo się domyśleć, że sceptycyzm globalny wymaga finezji intelektualnej, w porównaniu z którą korona-sceptycyzm jest pospolitym intelektualnym prostactwem.
Po drugie, korona-sceptycyzm nie korzysta z głównej broni sceptyków filozoficznych, którą jest równosilność. Gdyby klasyczny sceptyk podjął problem istnienia koronawirusa, to rozważyłby argumenty za oraz argumenty przeciw, po czym stwierdziłby, że argumenty te są równosilne, a więc należy zawiesić sąd. W takiej sytuacji nałożyłby maseczkę i o wirusie nie mówiłby nic: ani że istnieje, ani że nie istnieje. Korona-sceptyk natomiast jest pewny, że koronawirus nie istnieje. Dlatego chodzi po ulicach i sklepach bez maseczki; a chuchając na innych, chce przekonać ich do swego zdania.
Po trzecie, korona-sceptycy są aktywistami sceptycyzmu, podczas gdy wielcy sceptycy byli tylko jego teoretykami. Sceptycy starożytni, choć twierdzili, że wiedza jest niemożliwa (a ściślej, wątpili w jej możliwość), w życiu codziennym zachowywali się zwyczajnie. To, co ich wyróżniało, to spokój ducha. Nie przeszkadzało to im być dobrymi podróżnikami, strategami i żołnierzami. Podobnie było w nowożytności z Kartezjuszem, który swój słynny proces wątpienia przeprowadził w czasie swych przygód wojennych. Zaznaczył przy tym, że wątpiąc w istnienie świata, będzie żył tak jak wszyscy normalni ludzie. Korona-sceptycy postępują odwrotnie: wolą ekstrawagancję w życiu, a w teorii zachowują ubóstwo.
Sceptycyzm ma dwóch synów-bliźniaków: krytycyzm i probabilizm. Pierwszy krzyczy „sprawdzam”, gdy widzi jakąkolwiek teorię. Drugi spokojnie ocenia, która teoria jest lepiej potwierdzona przez doświadczenie. Rzecz w tym, że bliźniaki działają dobrze, gdy działają razem. Korona-sceptycyzm (i sceptycyzm szczepienny) jest dalekim krewnym pierwszego bliźniaka. Jego błąd polega na tym, że gardzi krewnymi bliźniaka drugiego. Dlatego 1 przypadek na 1 000 000 ma dla niego większe znaczenie niż 999 999 przypadków.
Na koniec przytoczmy najsłynniejszą opowieść sceptyczną, w przeróbce przystosowanej do naszej COVID-owej sytuacji. Wyobraźmy sobie, że złośliwi naukowcy (ewentualnie sprzymierzeni ze złośliwymi politykami, dziennikarzami, biznesmenami itp.) wywołali w umysłach ludzi całego świata strach przed wirusem, którego nie ma. Z tego strachu ludzie zaczęli chodzić w maseczkach, dzieci przestały uczęszczać do szkół, a część społeczeństwa odkrywa w sobie objawy rzekomej choroby. Niektórzy nawet z tego strachu umierają. A co z laborantami, którzy odczytują testy? Nie muszą się mylić, ani oszukiwać. Wystarczy, że dobrze wykonują swą pracę w narzuconym im z góry paradygmacie badawczym. Wszystko to dzieje się po to, by złośliwi naukowcy zawładnęli naszymi pieniędzmi, ciałami lub umysłami.
Czy ktokolwiek z nas (poza złośliwymi naukowcami) mógłby stwierdzić, że ta opowieść jest prawdziwa? Nie. Jeśli bowiem naukowcy manipulowaliby doskonale, nikt z nas nie mógłby ich zdemaskować, a więc wykazać, że żyjemy w jednym wielkim złudzeniu. (W takiej sytuacji lepiej żyć tak, jakby wirus istniał). Jeśli jednak manipulowaliby niedoskonale, to wcześniej czy później zostaliby zdemaskowani. Globalne życie społeczne jest bowiem zbyt licznym i skomplikowanym splotem relacji, by ktokolwiek mógłby go całkowicie opanować i kontrolować po swojej myśli. Zawsze się znajdzie wielki gracz, który dla własnych interesów obali narrację innych graczy. Zawsze się znajdą ludzie, którzy na wielu przykładach rzetelnie pokażą, że coś jest nie tak. Skoro przez blisko półtora roku tacy ludzie się nie znaleźli, jest wysoce prawdopodobne, że opowieść o złośliwych naukowcach jest tylko fikcją, a wirus naprawdę istnieje.
Fałszywość opowieści o złośliwych naukowcach nie oznacza, że każdy najdrobniejszy szczegół oficjalnej narracji o wirusie i o walce z nim należy przyjmować bezkrytycznie. Społeczna korzyść z wszelkiej maści sceptyków jest bowiem taka, że przypominają nam, iż zawsze musimy zachowywać roztropny krytycyzm. Bez niego wcześniej czy później zawładną nami jacyś złośliwi naukowcy, politycy, dziennikarze, biznesmeni, agenci, ideolodzy, fejsbukowcy lub inne demony.
Jacek Wojtysiak