Pytanie jest mocno filozoficzne, a ja filozofem nie jestem. Ale zastanawiam się nad praktyczną stroną tego pytania. Szczególnie w ostatnich miesiącach.
Jedna z partii, znana w ostatnim czasie w zasadzie tylko z negacji wirusa i/lub epidemii, a maseczki i obostrzenia uznająca za formę zniewolenia, na swoje profile internetowe wrzuciła grafikę. Na tle rozpędzonej, jadącej na sygnale karetki pogotowia krzykliwy, wykonany żółtymi literami, napis: „Karetki jeżdżą 170 km do innych szpitali!”. A w opisie grafiki „Polacy ponoszą najwyższą cenę za chaos organizacyjny w systemie ochrony zdrowia.” Pełna zgoda – mamy chaos, dramat i kryzys. Tylko że dużej części jest on spowodowany ignorowaniem przepisów sanitarnych. Panowie z rzeczonej partii coś o tym muszą wiedzieć, bo do tego ignorowania przykładają rękę często i gęsto. Twierdzą, że im chodzi tylko o wolność. Duże słowo, w którym – moim zdaniem – mieści się inne, chyba jeszcze większe, czyli odpowiedzialność. Za siebie i za innych. Nakaz noszenia kasku rowerowego (przez dzieci) czy motocyklowego (przez wszystkich) też uszczupla wolność. Podobnie pasy w samochodzie czy ograniczenie prędkości (zresztą nagminnie u nas łamane).
Gdzie jest granica wolności? To pytanie filozoficzne, a ja filozofem nie jestem, ale zastanawiam się nad jego praktyczną stroną. Bo może wolność wynika ze świadomości i edukacji? W końcu nie czuję się zniewolony, gdy wiem, że ograniczenie, które muszę na siebie nałożyć, to nic w porównaniu z „zyskiem”, który dzięki temu udaje się osiągnąć. I w drugą stronę: gdy nie rozumiem bądź nie wierzę (uważam, że ktoś mną manipuluje), to nawet najmniejsza niedogodność bardzo mi ciąży. Nie mam wątpliwości, że ogromne znaczenia ma tutaj zaufanie do tych, którzy ograniczenia (czasowe bądź stałe) nakładają. Konsekwencja, strategia, stosowanie do wszystkich tej samej miary, a przede wszystkim jasna komunikacja, z całą pewnością zaufanie buduje. I nie dotyczy to tylko rządzących, dotyczy to całej klasy politycznej. Polacy – w wielu badaniach – na europejskim tle należą do nacji najmniej ufających swoim politykom.
Kilka dni temu w radiu opowiadałem o maseczkach. Między innymi o tym, że to nieprawda, że od ich noszenia dostaje się grzybicy płuc (gdyby tak było, Azjaci powinni masowo chorować i umierać na aspergilozę). Jeden ze słuchaczy, po dłuższej wymianie mejli napisał, że drażni go wszechobecne pochwalanie wszystkiego, co ma zahamować rozprzestrzenianie się wirusa – od lockdownu do maseczek. A następnie dodał: „Nie twierdzę, że te rzeczy nie działają, bo działają, ale uważam to za ingerencję w wolność”. Czym zatem jest ta wolność?.•
Tomasz Rożek