Dołączając się do akcji GN „100-krotne dzięki, Ojcze Franciszku!”, chciałem złożyć moje podziękowania dla ks. Franciszka Blachnickiego. Nie znałem Go osobiście, ale zostałem duchowo ukształtowany przez założony przez Niego ruch oazowy i przez jego metodę wychowawczą. W metodzie tej szczególnie ważne są dla mnie cztery elementy: doświadczenie, formacja, wspólnotowość i eklezjalność.
21.03.2021 09:40 GOSC.PL
Doświadczenie. Pamiętam moje pierwsze rekolekcje oazowe w Cichem Górnym. Piękno gór, nastrój góralskiego kościoła, wokół ludzie pełni wiary i dobra, dzień zaczynający się psalmem „Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu”, poruszające serce śpiewy, modlitwa spontaniczna, wieczorna cisza przed Najświętszym Sakramentem. To wszystko tworzyło warunki, w których rodziło się doświadczenie religijne – doświadczenie, które dawało poczucie dotyku Boga. Śpiewaliśmy: „Dotknął mnie się Pan i radość ogromną w sercu mam”. To pierwotne doświadczenie było tak silne, że jego echo towarzyszyło i towarzyszy mi przez całe życie. Przychodziły okresy ciemności i burz, ale w mojej świadomości treść tego doświadczenia tliła się lub trwała zawsze. Ono wyznaczyło kierunek mojego życia. Dawało moc i sens.
Formacja. Doświadczenie pozbawione formacji łatwo wpada w kruchy emocjonalizm, a formacja bez doświadczenia nie ma w sobie życia. Dlatego metoda ks. Franciszka Blachnickiego zalecała współgrę obu elementów: doświadczenia i formacji. Formacja oazowa to przede wszystkim formacja biblijna. Ona pozwalała zrozumieć treść przeżycia religijnego w odwołaniu do Ewangelii. Ona prowadziła mnie do osobistego przyjęcia jej przesłania. Pamiętam czas spędzony w małych grupach na wspólnym dzieleniu się Ewangelią. Pamiętam dyskusje nad jej trudniejszymi fragmentami. Pamiętam też konspekty dla animatorów. To w nich po raz pierwszy spotkałem się z argumentem C.S. Lewisa na boskość Jezusa oraz z zarysem teologii Księgi Wyjścia. Potem przyszedł czas na dalsze poszukiwania i lektury teologiczne i filozoficzne.
Wspólnotowość. Oaza była szkołą autentycznej pracy wspólnotowej. W PRL-u, który tępił niezależne życie społeczne lub promował jego sztuczne formy, miało to ogromne znaczenie. To na oazie uczyliśmy się zorganizowanego działania na rzecz dobra wspólnego: czy to było zaplecze socjalno-bytowe rekolekcji, czy to była sensowna rozrywka (słynne pogodne wieczory!), czy to były koncerty dla parafii lub dla domu opieki społecznej. Nabyte w ten sposób sprawności owocowały później: na studiach, w opozycji, w pracy, w rodzinie.
Eklezjalność. Ks. Franciszek Blachnicki przypominał „ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13, 52). Modlitwa liturgiczna i modlitwa spontaniczna, różaniec – z dopowiedzeniami, Szkoła Liturgii i Namiot Spotkania. Cała duchowość oazy była głęboko osadzona w tradycji Kościoła; wszystkie nowości miały ją tylko uwydatnić i ożywić. Tak samo było z codziennością Kościoła. Moderatorzy przestrzegali nas przed sekciarską izolacją i zachęcali do czynnego uczestnictwa w życiu parafii. Dzięki temu Kościół stawał się nam bliski. Poznawaliśmy go także od zakrystii i od kuchni. A kto naprawdę zna i kocha Kościół, będzie żył jego Tajemnicą Paschalną i będzie robił wszystko, by nie zakrywały jej grzechy ludzi Kościoła. Nie będzie jednak opowiadał o Nim nieprawdziwych historii i nie będzie skupiał się na złu.
Na koniec jedno ze wspomnień, które urasta do rangi symbolu. Na jednej z oaz był chłopak, którego wszyscy – nie wiem, dlaczego – przezywali „Neron”. Ostatniego dnia oazy, mówiąc świadectwo, powiedział: „Nie nazywajcie mnie już więcej Neron, gdyż spotkałem tu Chrystusa”. Ktoś wtedy krzyknął: „To będziemy Cię nazywać Kefas”. I tak zostało. Ks. Franciszek Blachnicki – poprzez założony przez siebie Ruch Światło-Życie – mocą Chrystusa przemieniał ludzi. Stali się oni Skałą, której nie przemogą żadne piekielne bramy laicyzacji. Dlatego dziękujemy.
Jacek Wojtysiak