Oj, jak pięknie żyć

Ze Stanisławą Celińską o trzymaniu się torów, cygańskiej duszy i cudach rozmawia Barbara Gruszka-Zych.

Trudno opowiedzieć prawdę o Hiobie?
– Nie tak dawno, grając „Księgę Hioba” w Krakowie, byłam bardzo mało aktorska. Starałam się być przezroczysta. Mam nadzieję, że widzowie słyszeli tylko samą historię Hioba. Przed laty nieżyjący już Bohdan Cybulski, dyrektor Teatru Nowego, zwrócił się do mnie z dwoma pomysłami. Jeden – „Anka” – dotyczył poematu Broniewskiego napisanego po śmierci córki, a drugi „Księgi Hioba”. Pierwszego nie przyjęłam, bo mam taką skazę, że boję się grać matki, którym umierają dzieci. Sama mam ich dwoje, dziś moja córka ma 32 lata, ale wtedy była mniejsza. To temat tabu do tego stopnia, że kiedy dostałam propozycję zagrania w „Szczurach” Hauptmana w Niemczech, zrezygnowałam właśnie dlatego, że matka morduje tam dzieci.

Nie wszystko da się zagrać?
– Słyszałam, że Nicolas Cage jeśli trzeba, zje robaka. Robaka bym nie zjadła, ale na miarę swoich możliwości też przekraczam pewne granice.

Jakie?
– Nie palę od 22 lat. Kiedy niedawno Warlikowski wymyślił, żebym w spektaklu „Koniec” zapaliła papierosa, bałam się, że powtórnie wpadnę w nałóg. Ale dostałam papierosa eukaliptusowego i nic się nie stało.

Pracowała Pani z wielkimi reżyserami, między innymi z Wajdą.
– Do „Krajobrazu po bitwie” wypatrzył mnie jego asystent na festiwalu w Opolu. Miałam bardzo dobre zdjęcia próbne, ale wzięli inną aktorkę, bo nie byłam podobna do Żydówki. Jednak Wajda zdecydował się wrócić do mnie. Wysłał mi telegram: „Stasiu, przyjeżdżaj, ratuj nasz film”. Po wielu latach, kiedy Wajda obejrzał spektakl Warlikowskiego „Oczyszczeni”, gdzie grałam kobietę z peep-show, napisał do mnie drugi list, a w nim, że z tą samą determinacją jak o Ninę w „Krajobrazie” walczyłam o tę kobietę.

Stale Pani walczy?
– Jestem wojownikiem prawdy. W młodości zapisałam sobie myśl jakiejś aktorki filmu niemego, że tylko dotarcie do głębokiej prawdy granej postaci pozwala stworzyć żywych bohaterów. Do prawdy dokopywała się też moja idolka Maria Curie-Skłodowska. Drążąc prawdę, czytam różne mądre książki autorów, którzy wzięli życie w swoje ręce i żyją na nowo.

Żyje Pani na nowo?
– Ciągle zaczynam. Tym, którzy pragną żyć na nowo, przypominam ważne zdanie: „Dzisiaj jest pierwszy dzień reszty mojego życia”. Nie ma co rozdrapywać przeszłości, a przyszłość buduje się „tu i teraz”.

Ma Pani wiarę Hioba?
– Wierzę, że siła Boska pomogła mi przestać pić. A weszłam w ten nałóg bardzo głęboko. To się stało niby mimochodem, bo uzależnienia dotyczą podświadomości. To jest tak jak z miłością. Człowiek nie wie, kiedy się zakochuje, a bardzo często robi to idiotycznie.

Jak ustrzec się przed idiotycznym zakochaniem?
– Łapać dystans i stale odnosić się do danych przez Pana Boga Dziesięciu Przykazań. Trzymanie się ich zapewnia szczęście.

Przestrzegając ich, czasem czujemy się nieszczęśliwi, bo wyrzekamy się wielu rzeczy.
– Ale jaki mamy z tego zysk! Na przykład takie cudzołożenie to same kłopoty. No, może odrobinę przyjemności… Albo genialne pierwsze przykazanie: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Gość Niedzielny