Cierpiący Sługa Jahwe dobrowolnie zjednoczył się z działaniem Boga i uczynił je swoim własnym. Przede wszystkim dlatego, że to Bogu „spodobało się zmiażdżyć Go cierpieniem”.
Walka wytrwała
O tym, w jaki sposób objawienie zbawczego planu Boga wzniosło się na szczyty, ksiądz Franciszek Blachnicki napisał tak: „Bóg potrafi służyć – oto tajemnica Słowa wcielonego, Jezusa Chrystusa. Całe Jego życie jest służbą wobec Ojca i wobec nas, ludzi. Całe Jego życie streszcza się w tym jednym słowie: »Tak, Ojcze«. Pierwsze słowo z życia Chrystusa, zanotowane przez ewangelistów, brzmi: »Czy nie trzeba, abym był w sprawach mego Ojca?«. A ostatnie słowo wypowiedziane na krzyżu – »Wykonało się«. Wykonał się plan Ojca”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że posłuszny Sługa Jahwe, opisany przez Izajasza, który obarczył siebie słabościami innych, jest w wewnętrznym życiu księdza Blachnickiego kluczowy.
Dzień wspólnoty wakacyjnych oaz rekolekcyjnych w Centrum Ruchu Światło–Życie w Krościenku nad Dunajcem, sierpień 1980 roku.To, że Blachnicki był człowiekiem nieustannie otwartym na wolę Boga, jest oczywiste – „Paradoks posłusznego” pokazał go jako „niewolnika” (w tym „niewolnika Maryi”), a zatem kogoś, kto rezygnuje z autonomicznych decyzji na rzecz woli kogoś innego. Warto jednak dodać, że to otwarcie na wolę Bożą było jedynie drogą do celu, a nie celem samym w sobie. Jan Paweł II w pośmiertnym telegramie nazwał Blachnickiego „gorliwym apostołem nawrócenia i wewnętrznej odnowy człowieka”. I to jest właściwa kolejność, bez zachowania której życie duchowe komplikuje się w nieskończoność. Wejście na drogę nawrócenia zawsze jest wejściem na drogę krzyżową, podczas której dochodzi do wyznania: „Nic nie powstrzyma mojej woli miłości”. Dopiero potem stary człowiek może tracić po kolei wszystkie swoje głowy. Co nie oznacza, że przez długie lata wiele z nich nie będzie odrastać. O „nowym człowieku” w sobie ksiądz Blachnicki napisał w więziennych zapiskach: „Jaki on jeszcze słaby jest we mnie! Wyraża się on w modlitwie, w tęsknocie i pragnieniu. Miota się on nieraz jak ptak w klatce więziony. Na próżno chciałby jakimś jednym zrywem czy rozpaczliwym wołaniem modlitewnym (...) wydobyć się z niewoli (...). To bowiem dokonuje się na drodze powolnego organicznego procesu. Trzeba codziennej, wiernej, wytrwałej walki...”.
O trzech nawróceniach
Greckie słowo metanoia, czyli „przemiana umysłu”, oznacza nawrócenie. Trudno nie zgodzić się ze świętym Janem Pawłem II: Blachnicki we wszystkim, co robił, mówił i pisał, był apostołem nawrócenia. Wierna i wytrwała walka, powolny, organiczny proces... wszystkie te trudy scalił w swojej idei trzech nawróceń: nawrócenia wiary, nawrócenia ufności i nawrócenia miłości. Pierwsze polega – jego zdaniem – „na poznaniu nadprzyrodzonej rzeczywistości”. Chodzi o poznanie Jezusa i poznanie Bożego planu zbawienia – te dwa elementy nieprzypadkowo łączy. Bo przecież naprawdę poznać Jezusa oznacza poznać Go najbardziej wówczas, gdy „objawienie zbawczego planu Boga wznosi się na szczyty”. Drugie nawrócenie, zdaniem sługi Bożego, to „zasadnicza rezygnacja z pragnienia zbawienia siebie i oczyszczenia własnym wysiłkiem (w życiu świętych to często okres niezwykłych umartwień) – zrozumienie, że tylko Bóg zbawia – ufność zbawcza – wiara w odpuszczenie grzechów – nowe nastawienie do swoich niedoskonałości (znoszenie, »będę się przechwalał w swoich słabościach«)”. Co ciekawe, Blachnicki wyznał rok przed swoją śmiercią, bo 24 lutego 1986 roku, że na fundamencie tego nawrócenia budowane były całe jego kapłaństwo, życie i cała jego działalność. „Trwało to ponad 30 lat!” – dodał.
To w tym okresie pojawiły się w jego wewnętrznym życiu nawiązania do nawrócenia trzeciego. Już na początku lat sześćdziesiątych twierdził bowiem, co podkreślił biskup Adam Wodarczyk w jego biografii, iż doświadczenia duchowe, które przeżywa, są modlitwą „w przededniu poznania Miłości”. Z tęsknotą pisał wówczas: „Kiedy przekroczę ten próg, kiedy nastąpi ten dzień upragniony, za którym tęsknię, za którym wołam od blisko dwudziestu lat? Sam Jezus zna tę godzinę. Niech będą błogosławione Jego niezbadane wyroki! Czasem życie bez miłości staje się męką okrutną, nie do zniesienia – i wtedy z serca wyrywa się skarga: Panie, Ty chcesz być miłowany przeze mnie; Panie, Ty możesz mi dać miłość. Więc czemu nie dajesz tej miłości, czemu każesz mi się tak męczyć – już dwadzieścia lat? Panie, jaki jesteś trudny do pojęcia, jaka jest straszliwa tajemnica Twojego postępowania!”.
Ta dramatyczna modlitwa młodego jeszcze Blachnickiego raczej nie doczeka się realizacji na tej ziemi. A przynajmniej on sam tak to będzie widział dwadzieścia lat później. O trzecim nawróceniu, nawróceniu miłości, napisze wówczas: „To etap, który jeszcze stoi przede mną – przedmiot tęsknoty, wołania! Ale cały okres pobytu w Carlsbergu zdaje się przygotowaniem tego nawrócenia. Musi ono być poprzedzone śmiercią. Śmierć (starego człowieka) jest uwarunkowaniem miłości. Człowiek stary, naturalny, nie może się stać podmiotem miłości – on musi umrzeć”.
ks. Adam Pawlaszczyk