Największą biedą współczesnego świata jest brak miłości.
Jakiś czas temu trafiłem na wydaną w 1958 r. niewielką książeczkę francuskiego pisarza Leona Bloy. Ten prawie zapomniany myśliciel był niegdyś bardzo popularny w katolickich kręgach. Przyjaźnił się z małżeństwem Maritainów i miał duży wpływ na ich decyzję o konwersji na katolicyzm. W młodości agnostyk przepełniony nienawiścią do Kościoła; nawrócił się już w dojrzałym wieku.
Książeczka nosi znamienny tytuł „Krew biednego” i jest manifestem chrześcijańskiej miłości braterskiej. Dziwię się, że nie została wznowiona w ostatnich latach. Zawiera wiele pięknych, a zarazem radykalnych myśli, które mogą nas inspirować. Bloy od dziecka czuł się związany z ludźmi biednymi. „Instynktownie kochałem nieszczęście. Nawet chciałem być nieszczęśliwy. Samo słowo »nieszczęście« doprowadzało mnie do entuzjazmu. (…) Chrześcijaństwo pociągało mnie głównie swoją niezmiernością cierpień w osobie Chrystusa”. Miłość do Chrystusa przynaglała go, by kochać najbardziej odrzuconych.
Jednak ciągle gdzieś w tle jego przesłania słyszalny jest inny, niepokojący głos. Bloy jest przekonany, że w duszy bogacza panuje absolutna ciemność, absolutna noc i niewyobrażalna cisza. Nie szczędzi słów krytyki wszystkim oprócz biednych. „Spójrz na tę dewotkę z pyskiem krokodyla, której oszczercza gęba pożarła ze dwadzieścia reputacji; spójrz na tę penitentkę o twarzy zgłodniałej hieny, naprzykrzającą się we wszystkich konfesjonałach, podżegaczkę przerażenia i prowokatorkę nieszczęść; pracuje ona dziesięć godzin dziennie, aby sobie sporządzić włosienicę ze sznura wisielca; a ta następna, zżerająca wszelką niewinność i zarazem eucharystię, nie ma równej sobie w węszeniu gnijących serc”. A więc podwójna buchalteria. Nie chodzi nawet o to, że drażni go faryzeizm, ale że nie dostrzega biedy tych ludzi. „Bogacz nie może być dobry. Samo bogactwo czyni go złym”. Od tego zdania dzieli nas tylko krok do stwierdzenia, że biedny jest dobry, ponieważ sama bieda czyni go dobrym. A Chrystus umarł za wszystkich, nie tylko za ludzi z marginesu społecznego. I być może właśnie najbiedniejsze są owe dewotki i penitentki. Matka Teresa powtarzała zawsze, że największą biedą współczesnego świata jest brak miłości.•
o. Wojciech SURÓWKA OP