Kilka lat temu przeprowadzono badania, w których zapytano dzieci z różnych krajów świata, kim chciałyby zostać w przyszłości.
Nie wchodząc w szczegóły – dla dzieci mieszkających w USA czy Wielkiej Brytanii szczytem ambicji jest bycie youtuberem. Osobą, która ma swój kanał internetowy i która dzieli się ze światem materiałami wideo. Co ciekawe, pytane o to samo dzieci z Chin najczęściej mówiły, że chcą zostać astronautami, że pragną badać kosmos.
Często na stronach naukowych „Gościa” piszę o Chinach. Postęp technologiczny, jaki ma tam miejsce, jest oszałamiający. Czy ten postęp napędza ciekawość i ambicję młodych? A może to młodzi, kształcąc się, ucząc, są paliwem tego postępu? Oczywiście kraje Zachodu także się rozwijają, ale Chiny depczą im coraz częściej po piętach. Jaka będzie przyszłość? Na to pytanie zawsze trudno odpowiedzieć, ale jeżeli nie zaszczepimy w młodych ludziach ciekawości do świata, chęci poznawania go, jutro będzie się jawić w ciemniejszych barwach niż dzisiaj. Bo rozwój – w każdej dziedzinie – potrzebuje rąk do pracy.
Głębsze analizy pokazują, że młodemu człowiekowi youtuber kojarzy się z kimś, kto zarabia dużo pieniędzy, a w zasadzie nie robi nic konkretnego (pomijam fakt, że to niesprawiedliwy osąd, jako prowadzący pop-naukowy kanał wideo mogę zaświadczyć, że wymaga to dużej ilości pracy). Z kolei zdobywanie kosmosu, bycie astronautą kojarzy się z rozwojem technologicznym, z przekraczaniem granic. Astronauci to ci, którzy są na samej szpicy cywilizacji. Znowu – czy słusznie, czy nie, to zupełnie inna sprawa. Jak to się stało, że dzieci cywilizacji Zachodu stają się coraz mniej ambitne, a dzieci krajów rozwijających się widzą własną przyszłość w nauce i technologii? Nie może chyba chodzić tylko o pieniądze. Kilkadziesiąt lat temu dzieci w USA czy Wielkiej Brytanii też chciały latać w kosmos czy pracować naukowo. A przecież kilkadziesiąt lat temu Ameryka czy Wielka Brytania nie były biednymi krajami, w których obywatele szukają sposobu, żeby odkleić się od swojej biedy.
Rozwój wymaga intelektu i rąk do pracy. Do pewnego stopnia wykształconych pracowników można sprowadzić z zagranicy (co zresztą w wielu krajach dzieje się już od dawna), ale to nie rozwiązuje problemu, tylko ewentualnie odracza nieuniknione. To odraczanie w przypadku tak dużych gospodarek jak amerykańska albo tak kuszących jak brytyjska może trwać długo, ale my nie jesteśmy w równie dobrej sytuacji. Nasz rozwój zatrzyma się w miejscu szybciej, niż się spodziewamy, o ile nie przekonamy naszych dzieci, że choć to trudniejsze, warto mieć ambitne cele niż wygodnie siedzieć na kanapie. •
Tomasz Rożek