Trwające ćwierć wieku postępowanie w sprawie ks. Dymera jest ogromnym wyrzutem sumienia dla Kościoła w Polsce i otwartym pytaniem, jak mogło dojść do tak niezrozumiałej przewlekłości postępowania. Musimy odważnie szukać na nie odpowiedzi, uczciwie zmierzyć się z gorzką prawdą i wyciągnąć z niej konsekwencje - mówi ks. Piotr Studnicki.
Po długiej chorobie w wieku 58 lat zmarł w Szczecinie ks. Andrzej Dymer, który miał wykorzystywać seksualnie m.in. nieletnich podopiecznych ogniska młodzieżowego w Szczecinie. Toczyły się w jego sprawie zarówno postępowania cywilne, jak i kanoniczne. O komentarz poprosiliśmy ks. Piotra Studnickiego, kierownika biura Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.
- Śmierć ks. Dymera zamyka kościelne postępowanie karne, ale nie kończy sprawy. Pozostają osoby, które w poczuciu krzywdy czekają na sprawiedliwość. Oczywiście dla ludzi wierzących, nawet gdy zawiodą wszystkie ludzkie sądy i tutaj nie doczekają się sprawiedliwości, istnieje zawsze jeszcze nadzieja na sąd Boży. Ta nadzieja jednak nie sprzeciwia się słusznemu pragnieniu prawdy i sprawiedliwości, którego zarówno osoby skrzywdzone, jak i wszyscy wierni oraz ludzie dobrej woli, mają prawo oczekiwać od Kościoła także na ziemi.
Wiemy, że archidiecezja gdańska na polecenie Kongregacji Nauki Wiary prowadziła w sprawie ks. Dymera postępowanie kanoniczne drugiej instancji. Postępowanie to zostało zamknięte pod koniec 2020 roku, a kilka dni temu zapadł wyrok, który odpowiada na pytanie, czy ks. Dymer jest winny, a jeśli tak, to jaka została na niego nałożona kara. Oczywiście śmierć ks. Dymera zmienia sytuację, gdyż na osobę zmarłą nie można nałożyć sankcji karnych. Aktualne jednak pozostaje rozstrzygniecie kwestii winy. Dla osób, które czują się pokrzywdzone, poznanie wyroku jest przejawem elementarnej sprawiedliwości. Ze względu na publiczny charakter sprawy i ogromne zgorszenie, które wywołuje, podanie wyroku do publicznej wiadomości byłoby również wyrazem transparentności wobec wspólnoty wiernych oraz opinii publicznej. Taka ewentualna decyzja należy do Stolicy Apostolskiej.
Trwające ćwierć wieku postępowanie w sprawie ks. Dymera jest ogromnym wyrzutem sumienia dla Kościoła w Polsce i otwartym pytaniem, jak mogło dojść do tak niezrozumiałej przewlekłości postępowania. Musimy odważnie szukać na nie odpowiedzi, uczciwie zmierzyć się z gorzką prawdą i wyciągnąć z niej konsekwencje. Otwarte pozostaje także pytanie o odpowiedzialność przełożonych kościelnych. Wiemy, że toczy się postępowanie wobec abp Głodzia, emerytowanego metropolity gdańskiego. Do Stolicy Apostolskiej zostało również złożone zawiadomienie na abp Dzięgę dotyczące sygnalizowanych zaniedbań w sprawie ks. Dymera. Te pytania domagają się odpowiedzi, których może udzielić jedynie Stolica Apostolska - zaznacza ks. Studnicki.
Zarzuty o nadużycia seksualne stawiane ks. Andrzejowi Dymerowi były znane jego przełożonym kościelnym już od 1995 r., a w 2004 rozpoczął się jego proces kanoniczny, cztery lata później zakończony uznaniem winy przez kościelny trybunał. Treść wyroku upubliczniona została dopiero w 2020 r. przez redaktora naczelnego Więzi, Zbigniewa Nosowskiego. Ks. Dymer złożył apelację i oczekiwał na wyrok. 31 grudnia 2017 r. ruszył w sądzie archidiecezji gdańskiej proces drugiej instancji. W zeszłym tygodniu abp Andrzej Dzięga nazajutrz po rozmowie z mężczyzną przed laty wykorzystywanym seksualnie przez ks. Andrzeja Dymera usunął ze stanowiska dyrektora szczecińskiego Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II.
ah