Podobno gdy pewnego dnia, przekraczając próg kościoła, wypowiadał słowa „Bądź pozdrowiona łaski pełna, Pan z Tobą”, usłyszał w odpowiedzi: „I ja ciebie pozdrawiam, Bernardzie”. Miał wtedy wypalić: „Kobieta w kościele powinna milczeć”.
16.02.2021 17:27 GOSC.PL
Nawet jeśli niezwykła synowska miłość, jaką św. Bernard z Clairvaux żywił do Maryi, pozwalała mu na tak zażyłą poufałość, krył się w niej pogląd, który przez wieki w jakiś sposób opisywał sytuację kobiet w Kościele. Owszem, chętnie wysławialiśmy ich przymioty i godność, budując wzniosłe maryjne analogie, jednak zdecydowanie trudniej było nam pochylić się nad faktem, że to właśnie kobiety pierwsze głosiły Dobrą Nowinę o Zmartwychwstaniu. I to komu? Apostołom. Zresztą, jeśli chodzi o poziom odwagi, wierności i determinacji w towarzyszeniu Jezusowi w najtrudniejszych chwilach odrzucenia, męki, śmierci – aż po szok pustego grobu, ich postawa nie miała sobie równej wśród Jego najbliższych uczniów. Jedynie Jan – w sumie wtedy jeszcze dziecko – stanął na wysokości zadania. O czym to świadczy? Wiadomo doskonale, że w czasach Jezusa nie mogło być mowy o jakiejkolwiek równości kobiet i mężczyzn. Przesądzały o tym przede wszystkim czynniki kulturowe. Słowo kobiet nie równało się słowu mężczyzn, a ich świadectwo nie było uznawane za wiarygodne. A jednak to właśnie im Syn Boży zdecydował się ukazać jako pierwszym, wysyłając je z konkretnym przesłaniem do swych uczniów. Dlaczego? Może dlatego, że Bóg zawsze wybiera to, co słabe, niedocenione, odrzucone przez świat? Może również dlatego, że nie stworzył ludzi dwóch kategorii, że nie ma względu na płeć?
Przez wieki myślenie o aktywności kobiet w Kościele uwarunkowane było słowami św. Pawła z pierwszego Listu do Koryntian: „Tak jak to jest we wszystkich zgromadzeniach świętych, kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje. A jeśli pragną się czegoś nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów. Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu” (1Kor, 14, 33b-35). Oczywiście, dziś nie sposób już czytać tego fragmentu bez uwzględnienia faktu, że oddawał on bardziej ducha ówczesnej epoki niż ponadczasowy zakaz. Ponadto, wydaje się, że w sposób niezmienny obowiązuje on tylko w takim zakresie, w jakim przede wszystkim został sformułowany. Chodzi mianowicie o przemawianie na zgromadzeniach liturgicznych, a zatem o specyficzny rodzaj oficjalnego nauczania zarezerwowany nie tyle dla mężczyzn, ile dla mężczyzn wyświęconych. Poza kontekstem liturgii kobiety mogły nauczać, o czym świadczy chociażby ewangelizacyjna działalność Pryscylli (por. Dz 18, 26) czy posługa diakonis w pierwotnym Kościele (np. Feby – Rz 16, 1). Były to często charyzmatyczki oddane całym sercem jego wspólnocie, które chrzciły i nauczały kobiety. Prawdopodobnie mężczyźni również mogli być przez nie nauczani, a jeśli były w tej kwestii jakieś ograniczenia, wypływały one bardziej z uwarunkowań kulturowych niż z racji teologicznych. Sprzeciw św. Pawła dotyczył jedynie oficjalnego nauczania w zgromadzeniach liturgicznych, przy jednoczesnym uznaniu faktu, że kobiety były np. prorokiniami (Dz 21, 9; 1Kor 11, 5), czy zachęcaniu ich do pilnego udziału „we wszelkim dobrym dziele” (1Tm 5, 10).
Nie próbuję bynajmniej sugerować, że kobiety powinny w Kościele przyjmować święcenia kapłańskie. Uważam, że byłby to błędny kierunek, i że argumenty, jakoby to właśnie miało zapewnić im należytą pozycję i uwolnić od dyskryminacji przez męską część eklezjalnej wspólnoty, są raczej przejawem ukrytego klerykalizmu. To właśnie jego pokłosiem jest tendencja do czynienia z prezbiterów niemal nadludzi i czołobitność prawie zawsze owocująca negatywnymi konsekwencjami. Czy naprawdę to miałoby przywrócić kobiecie należne jej miejsce w Kościele? Uważam, że nie, co więcej – jestem przekonany, że owo miejsce wynika nie z powołania do takiego, czy innego stanu życia, ale – podobnie jak w wypadku mężczyzn – z tajemnicy chrztu. I właśnie w tej materii mamy wciąż jeszcze bardzo wiele do zrobienia.
Trzeba więc dziś uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie, co sprawia, że ochrzczone, kompetentne, angażujące się w życie Kościoła i prowadzące dojrzałe życie duchowe kobiety w wielu wypadkach wciąż nie są traktowane na równie ze świeckimi mężczyznami. Jak wykorzystać dziś ich wrażliwość, osobowościowe predyspozycje, wiedzę, kompetencje i wykształcenie w dziele ewangelizacji, nauczania, liderowania, czy zarządzania – nie tylko na poziomie deklaracji, ale konkretnej praktyki. Owszem, być może staje dziś przed teologami, biblistami i liturgistami pytanie o to, na ile oraz w jakim zakresie Pawłowy zakaz przemawiania na zgromadzeniach liturgicznych powinien dalej obowiązywać. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo ówczesnych kulturowych ograniczeń i uwarunkowań, pierwotna chrześcijańska wspólnota miała w podejściu do posługi kobiet w Kościele coś takiego, co z biegiem czasu zatraciliśmy i co trzeba dziś, w realiach XXI wieku na nowo odzyskać. W zasadzie nie mamy nawet innego wyjścia. Czas milczenia kobiet w Kościele dobiega końca.
Aleksander Bańka