W północnokoreańskich obozach pracy przetrzymywanych jest co najmniej 50 tys. chrześcijan. Przestępstwem, za które zostali skazani, było wyznawanie wiary w Chrystusa. Z powodu braku dostępu do Korei Płn. niezależnych obserwatorów dane są jedynie szacunkowe. Jednak śledztwo oenzetowskiej komisji ds. praw człowieka jednoznacznie stwierdza, że w tym kraju nie jest respektowana wolność pod każdym względem, w tym religijnym i słowa.
Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna od lat niezmiennie znajduje się na czele indeksu krajów, w których chrześcijanie są najbardziej prześladowani. Cały czas trwa antyreligijna indoktrynacja, gdzie w socjalistycznych hasłach propagandowych naród sprowadzany jest do roli boga, a najwyższy przywódca i przewodniczący Partii Pracy Kim Dzong Un utożsamiany z jego prorokiem. Od 1948 roku 25 mln mieszkańców tego kraju jest niewolnikami jedynej na świecie dziedzicznej dyktatury rodzinnej, gdzie władza przechodzi z ojca na syna, a jedyny dopuszczalny kult odnosi się do rodziny Kim.
Oenzetowski raport informuje, że za posiadanie Biblii, czy modlitwę bez jakiegokolwiek procesu trafia się do ciężkich gułagów, z których wielu nie wraca. Każda praktyka religijna uważana jest za przestępstwo, szczególnie atakowane jest jednak chrześcijaństwo, nazywane „opium dla ludu”, a misjonarze porównywani są do „wampirów sycących się krwią”. Raport podkreśla, że w Korei Płn. nie istnieje żadna wolność. Nawet na zmianę pracy czy miejsca zamieszkania trzeba uzyskać pozwolenie odpowiedniej jednostki partii rządzącej, która, by je wydać, kontroluje lojalność wobec rodziny Kim nawet do kilku pokoleń wstecz.
Beata Zajączkowska