– Polska jest uważana za jedną z najbardziej spolaryzowanych społeczności we współczesnej Europie stąd praca nad jednością jest dla nas niezwykle ważnym zadaniem – mówi abp Stanisław Gądecki w rozmowie z KAI. Dodaje, że „niezgoda i brak jedności w Polsce źle świadczą o naszej duchowości oraz kulturze – indywidualnej i zbiorowej”, a z kolei „rozdźwięk między pięknymi słowami wypowiadanymi podczas uroczystych celebracji a czynami będącymi zaprzeczeniem tych słów świadczy o naszym głębokim kryzysie moralnym”.
Od kard. Wyszyńskiego możemy uczyć się miłości ojczyzny. „Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce…” – mawiał – i ta miłość kazała mu, służąc Polsce, występować w jej imieniu, domagając się od komunistycznych władz poszanowania praw wierzących do wolności religijnej, broniąc rodzimej kultury przed dewastacją czy domagając się polityki pronatalistycznej. Możemy uczyć się także poważnego traktowania katolickiej nauki społecznej. Jego postawa miała duży wpływ na różne wydarzenia o charakterze społecznym. Wygłaszał ok. 600 przemówień i kazań rocznie, z czego 75% dotyczyło spraw społecznych.
Prymas patrzył zawsze do przodu. Wiedział, że z komunizmem nie wygra się walką zbrojną, ale gigantyczną pracą duchową. Owszem, rozmawiał z Bierutem, rozmawiał też z Gomułką. Wiedział, kiedy można bądź trzeba zawrzeć kompromis z władzą, jak np. w roku 1950, gdy zgodził się na umowę państwa z Kościołem. Ale – co trzeba podkreślić – w sprawach zasadniczych nigdy się nie wycofywał, stał na straży podstawowych wartości. Wiedział, że czasem trzeba zrobić krok w tył, aby potem pójść następne dwa kroki do przodu.
W 1967 r. w liście pasterskim ogłaszającym „ABC Społecznej Krucjaty Miłości” postawił gorzką diagnozę: „Zmieniamy się w społeczeństwo ludzi zwaśnionych. Gdy już nie mamy wroga klasowego, trzeba koniecznie go stworzyć”. W takiej sytuacji radził: „Nienawiść można uleczyć tylko miłością. […] Nawet na odcinku stosunków politycznych, gdzie różnice poglądów najłatwiej doprowadzają do sporów i namiętności, zachowajcie spokój, umiar, opanowanie”. Dzisiaj ta postawa wydaje się być jeszcze bardziej potrzebna niż kiedyś.
To on umacniał w rodakach wewnętrzną wolność, poczucie godności, wzmacniał wiarę, tożsamość narodową, wskazywał, jak budować życie społeczne. A gdy wybuchła Solidarność, łagodził napięcia, obawiając się rozlewu bratniej krwi i mediował między związkowcami a władzą. Prymas Wyszyński przeprowadził Kościół – i szerzej naród – przez jeden z najtrudniejszych momentów w jego dziejach. Odszedł wtedy, gdy Polacy – wspierani duchowo przez papieża Polaka – mogli już sami upomnieć się o życie w prawdzie i wolności.
Heroiczną cechą jego charakteru była umiejętność przebaczania wrogom... .
Przykładem była jego reakcja na śmierć Bolesława Bieruta, który wydał nakaz aresztowania prymasa. Gdy tylko kardynał dowiedział się, że Bierut nie żyje, zaczął się za niego modlić, a w „Zapiskach” zanotował: „Pragnę modlić się o miłosierdzie Boże dla człowieka, który mnie skrzywdził. Jutro odprawię Mszę św. za zmarłego. Już teraz odpuszczam memu winowajcy, ufny, że sprawiedliwy Bóg znajdzie w tym życiu jaśniejsze czyny, które zjednają Boże Miłosierdzie”.
W swoim brewiarzu Prymas miał dwie kartki. Na jednej były zapisane nazwiska księży, którzy porzucili kapłaństwo, za których się modlił każdego dnia, a na drugiej było nazwisko Bieruta. „Codziennie modlę się za niego, gdyż był to człowiek, który dokonał w życiu złych wyborów. Ale w gruncie rzeczy to nie był zły człowiek”.
Nie żywić urazy i przebaczać dawnym wrogom to kolejna lekcja, jakiej udziela nam Prymas Wyszyński, bez czego nie ma nadziei na pokojową przyszłość. Świadectwem jest „List biskupów polskich do biskupów niemieckich” z października 1965 r., będący przykładem dalekowzroczności jego i kard. Kominka.
Codzienne notatki „Pro memoria” potwierdzają niezłomną wiarę, ufność oraz wytrwałość wobec cierpienia, szykan i prześladowań. „Każda prawdziwa miłość musi mieć swój Wielki Piątek” – twierdził. A na łożu śmierci – w maju 1981 r. – powiedział: „Moja droga była zawsze drogą Wielkiego Piątku, na przestrzeni 35 lat służby w biskupstwie. Jestem za nią Bogu bardzo wdzięczny”. Mawiał: „We wszystkim, co zdarza się w życiu człowieka, trzeba odczytać ślady miłości Boga. Wtedy do serca wkroczy radość”.
Wszystko to – z pomocą łaski Bożej – Ksiądz Prymas dokonał dzięki wstawiennictwu Matki Bożej. Od dziecka żywił głębokie przywiązanie do Maryi. Wiedział, że w swojej pracy duszpasterskiej winien iść razem z Maryją, jeśli ma podołać wszystkim obowiązkom. Misję kapłańską rozpoczął od nawiedzenia kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze. Pragnął, aby Pani Jasnogórska odbierała należną cześć przez jego czyny, cierpienia i modlitwy. Źródłem jego siły duchowej było zawierzenie Matce Najświętszej. Cieszę się, że dzisiaj odradza się pośród naszych wiernych droga duchowego zawierzenia się Maryi – według myśli Ludwika Grignion de Montfort.