Boga nie obchodzi jak bardzo zakopałem się w moim bólu czy grzechu, w jakie getto wepchnął mnie mój trąd. Jest gotowy przekroczyć prawo, zaciągnąć na siebie nieczystość, by uratować moje życie.
Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: «Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić ». A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony.
Życie zaczyna się od dotyku. Dotyk towarzyszy nam od poczęcia. Dotyk jest pierwszym doznaniem, które zapamiętujemy od momentu narodzin. Dzieci nie dotykane, nie przytulane umierają.
Ludzie trędowaci w starożytności byli uznawani za nieczystych. Nikt się do nich nie zbliżał, nikt nie mógł ich dotknąć. W prawie żydowskim trędowaty nosił na sobie rytualną nieczystość, a kto się go dotknął, zaciągał ją na siebie.
Jezus się nie brzydzi. Wyciąga rękę i dotyka trędowatego, wzmacniając gest słowem: "Chcę, bądź oczyszczony". Przekracza prawo, zaciąga na siebie nieczystość, ale ratuje człowieka - jego życie, duszę i ciało.
"Jezus nie tylko widzi Twoje cierpienie, nie tylko je w sobie przeżywa, ale (uwaga!) bierze je na siebie - pisze dominikanin o. Adam Szustak. - Bóg tak ma, że bierze na siebie to, co spotkał".
Gdy Jezus spotyka cierpienie człowieka, to nigdy nie przechodzi obok niego, ale wchodzi w centrum bólu, choroby, samotności, grzechu - i bierze je na siebie. Już nie mogę Bogu zarzucić, że nie rozumie, nie wie, nie czuje tego, co Ja. On jest w samym środku tego, co przeżywam. Wszedł dobrowolnie w moje cierpienie, by wziąć je na siebie, a z Jego dotyku spływa oczyszczenie, uzdrowienie i wyzwolenie.
Każdy z nas nosi w sobie inny rodzaj trądu. Jezus nie wzdryga się ani przed cierpieniem, ani przed grzechem. Tylko On jest w stanie dotknąć naszej choroby. On może wyciągnąć nas z każdego getta, w którym zamknął nas nasz trąd, z każdego wykluczenia, z każdej ciemności. Jego dotyk przynosi nowe życie.