Aktualny kryzys Kościoła powoduje, że coraz więcej ludzi traci z nim kontakt. Dlatego podaję trzy argumenty za tym, by słuchać Kościoła: argument z mądrości, argument z religii i argument z Chrystusa. Na koniec odpowiadam na zarzut zła obecnego w Kościele.
11.01.2021 12:59 GOSC.PL
Pierwszy argument rozpoczyna się od spostrzeżenia, że Kościół jest jedną z nielicznych najstarszych instytucji świata, które wciąż żyją. Od ponad dwóch tysięcy lat zachowuje on ciągłość swojego istnienia, symbolizowaną przez poczet papieży, których autorytet uznawali ludzie różnych języków i kultur. Jeśli wolno użyć takiego porównania, to Kościół przypomina osobę, której bagaż doświadczeń obejmuje wiele wieków i miejsc. Kościół dotarł ze swą misją „aż po krańce ziemi”, ubogacając Ewangelią jej rozmaite ludy, a zarazem czerpiąc z ich kultur. Kto więc jest otwarty na głos Kościoła, ma do czynienia z mądrością, która przeszła próbę czasu i przestrzeni oraz która charakteryzuje się uniwersalnością. Kościół jest najlepszym doradcą w sprawach życia, gdyż sam przeżył ponad dwadzieścia wieków, a w jego pamięci znajdują się największe skarby ludzkości. Ktoś, kto naprawdę szuka mądrości, nie może tych skarbów pomijać i nie może lekceważyć życiowego doświadczenia Kościoła.
Drugi argument opiera się na założeniu, że religia jest czymś dla człowieka niezbędnym. Religia, w różnych jej postaciach, towarzyszyła ludzkości od początku jej istnienia. Religia bowiem odnosi nas do Rzeczywistości Najwyższej, a przez to nadaje naszemu życiu sens oraz dostarcza nam impulsu do najwznioślejszych działań. Jednak nie ma religii bez jej instytucjonalnej organizacji, a w naszych warunkach kulturowych zapewnia ją Kościół. Kto więc nie chodzi do Kościoła, to albo (wbrew powyższemu założeniu) neguje potrzebę religii w swym życiu, albo myśli, że może tę potrzebę zrealizować prywatnie lub w języku, którego nie zna. W ten sposób zapomina, że człowiek bez wspólnoty, w której wyrósł, traci tożsamość. Dla skarbu, o którym niewiele się wie, nie warto więc ryzykować sprawdzonego skarbu, który na wyciągnięcie ręki ma się od lat.
I wreszcie ostatni argument: dla tych, którzy wierzą w Chrystusa. Nie trzeba go tu rozwijać, gdyż wierzący w Chrystusa dobrze wiedzą, że to On założył Kościół, powołując konkretnych ludzi do jego formowania i powierzając im konkretne zadania. Co więcej, jak zgodnie przyznają teologie różnych wyznań chrześcijańskich, Kościół powstał nie tylko jako odpowiedź na dzieło zbawcze Chrystusa, ale także jako „miejsce” jego uobecniania. To obecność Chrystusa nadaje Kościołowi jego szczególną godność.
Ktoś zapyta: a co złem w Kościele – złem dawnym i złem dzisiejszym? Czy mamy słuchać kogoś, kto jest uwikłany w zło lub kto głosił poglądy o świecie, które stały się nieaktualne? Odpowiadając na te i podobne pytania, należy wziąć pod uwagę trzy sprawy.
Po pierwsze, doświadczenie uczy nas, że nie istnieje instytucja tworzona przez ludzi, która nie jest uwikłana w zło i błąd. Potwierdza to teologia katolicka, która zaznacza, że Kościół ma także wymiar ludzki – byli i są w nim ludzie, którzy noszą na sobie skutki grzechu pierworodnego. Oceniając ich działania, warto zachować obiektywną miarę – nie przemilczać zła, ale też go nie wyolbrzymiać. Zwłaszcza wtedy, gdy procent tego zła jest znacznie mniejszy niż w innych instytucjach. Co więcej, do obiektywnej miary należy również uwzględnianie dobra. Zapomina się na przykład o tym, że bez organizacyjnej, moralno-charytatywnej oraz intelektualno-edukacyjnej pracy Kościoła nie byłoby Europy.
Po drugie, należy odróżnić Kościół od jego poszczególnych (nawet wysoko postawionych) przedstawicieli. Ci drudzy przemijają, a Kościół trwa. Istotą Kościoła nie są te lub inne jego historyczne przejawy. Od strony kulturowej istotą Kościoła jest jego trwałe przesłanie i wielkie bogactwo mądrości. A od strony teologicznej – istotą tą jest po prostu Chrystus. Warto podjąć wysiłek, by – zamiast skupiać się na aktualnych sensacjach – czerpać z prawdziwej głębi pamięci Kościoła.
Po trzecie, Kościół – i każdy jego aktywny uczestnik – ma naturę posłańca. Z pewnością cnoty intelektualne i moralne wpływają na jakość pracy posłańca, jednak nie stanowią one jej istoty. Przecież zadaniem posłańca jest tylko przekazać wiadomość. Jak pisał Gilbert K. Chesterton: „Wszystko, co z katolickiej tradycji spotyka się z potępieniem – autorytet, dogmatyzm i niezgoda na to, żeby wycofywać i łagodzić swoje stwierdzenia – jest całkowicie naturalne i ludzkie u człowieka, który ma do przekazania wiadomość o jakimś fakcie.” A ta wiadomość – dobra nowina – „to nic innego jak głośne stwierdzenie faktu, że tajemniczy stwórca świata we własnej osobie odwiedził ten świat.”
Jacek Wojtysiak