Kto lubi żyć w cieniu? Niewielu, o ile cień nie oznacza miejsca dającego wytchnienie przed spiekotą, tylko raczej rodzaj funkcjonowania w skromny sposób, bez spektakularnych sukcesów i poklasku tłumów. Każdy woli być doceniony, znany i popularny. Tak to jakoś mamy dziwnie w głowie poukładane, że poklask u innych, szacunek i sława kojarzą się nam ze szczęśliwym życiem.
Tym, którego doświadczają ludzie „niezwykli”. „Tramwajowi ludzie są bardziej zmęczeni, niż ludzie z liliowych lotnisk”, śpiewała przed laty Maryla Rodowicz. I chociaż między przystankiem tramwajowym, kojarzonym wówczas z szarym tłumem, a elitami podróżującymi samolotami różnica się mocno zatarła, to pojęcie szarego, zwykłego człowieka pozostało. Ono ewoluuje, rzecz jasna. Media społecznościowe pomagają w wykreowaniu się na celebrytę każdemu, kto tylko ma dostęp do internetu. Niemniej jednak odruch zazdrości „niezwykłym” wciąż nam towarzyszy.
W rozpoczynającym się roku warto pozazdrościć drogi „zwykłemu” Cieśli z Nazaretu, a nawet pójść za nim. Dlaczego? Bo był „z cienia” – tego nierozproszonego światłem wielkich reflektorów sławy. Jego szat nie splamiła spektakularnie męczeńska krew, nie wygłosił ani jednej przemowy, nie dostał żadnego odznaczenia za krzewienie wiary pośród narodów. A jednocześnie żadnemu innemu świętemu, po Matce Bożej, Magisterium Kościoła nie poświęciło tyle miejsca. Podkreślił to Franciszek w swoim ostatnim liście apostolskim o Józefie, który ukochał Jezusa „ojcowskim sercem”: „Święty Józef przypomina nam, że ci wszyscy, którzy są pozornie ukryci lub na »drugiej linii«, mają wyjątkowy, czynny udział w historii zbawienia”.
W papieskim tekście pośród wielu odniesień do codzienności, również tej pandemicznej, znalazło się także stwierdzenie o Bogu, który nigdy nie opuszcza człowieka i o nim nie zapomina. Jeśli czasem wydaje się nam, że to robi albo że Go obok nas nie ma, to nie dlatego, że zapomniał. Raczej dlatego, że pragnie nas wychowywać, obdarzyć tym rodzajem zaufania, które właściwe jest rodzicowi obserwującemu dziecko stawiające kolejny z pierwszych w życiu kroków. Wtedy najbardziej, jak to ujął Franciszek, Bóg „pokłada w nas ufność i w tym, co możemy zaplanować, wymyślić, znaleźć”. Krótki i zdecydowany to zapis odpowiedzi na pytanie o relację pomiędzy wolnością człowieka a wolą Jego Stwórcy.
Święty Józef najwyraźniej pojawia się jako bohater kolejnego roku, wychodzący z cienia po to, by każdemu z nas uświadomić, jak wiele od niego zależy. Wspomniana przeze mnie piosenka o zwyczajnych ludziach zawiera gorzką refleksję: „Tramwajowi ludzie, wytrwali jak klony, stłoczeni wędrują do nieba. Tramwajowi ludzie, mężowie i żony, którym brak słońca do chleba...”. Może i tak to z pozoru wygląda, ale nie wierzę, że musi tak być. Słońce i chleb, których potrzebujemy, zawsze zaczynają się gdzieś w nas samych. A skromnemu Cieśli z Nazaretu, który żyjąc „w cieniu” swojej Małżonki i Syna, z cienia jednocześnie wychodził, warto zaufać. Przez cały rozpoczynający się rok. I jeszcze dłużej. •
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.