Czytam tekst Prologu Ewangelii według św. Jana wielokrotnie, przy różnych okazjach. Zawsze, nieodmiennie z tym samym przekonaniem, że to słowa szczególnie ważne – jakby synteza tego, co Bóg zechciał nam powiedzieć o sobie. I za każdym razem, gdy natrafiam na ten właśnie fragment, mam nieodparte wrażenie, że jest w nim ukryta jakby bolesna skarga Boga. „Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 11) - to nie echo z nieokreślonej przeszłości, ale twarda diagnoza także naszej rzeczywistości. Diagnoza, która daje do myślenia.
25.12.2020 17:43 GOSC.PL
Przedświąteczne sprzątanie można sobie podarować. Dosłownie i w przenośni, bo zrobi to za nas pomoc domowa lub wynajęta firma – jeśli tylko będziemy chcieli skorzystać z bogatej oferty odkurzania, wycierania, mycia i pastowania; w zasięgu naszej ręki jest niemal wszystko, co nam się żywnie podoba, a koszt takiej usługi można przecież wliczyć sobie do prezentu. Ot, taka świąteczna autopromocja. Długie i żmudne gotowanie? Zapomnij. W internecie aż roi się od ofert firm cateringowych, które przywiozą ci na czas gotowy zestaw najbardziej wyszukanych potraw wigilijnych. Zamawiasz i masz – bez całego tego użerania się z karpiem i makówkami. Prezenty? W sieci jest wszystko, a kurierzy dwoją się i troją, żeby dostarczyć ci pod drzwi każdą rzecz, którą sobie wyklikałeś. Świat, w którym żyjemy, na wiele możliwych sposobów pomaga nam łyknąć te święta szybko i bezboleśnie, dbając o to, żebyśmy mogli sprawnie iść dalej, radując się wspomnieniem dobrze spełnionego rodzinno-obywatelskiego obowiązku. Nic dziwnego, że chrześcijańskie święta stają się coraz bardziej podobne do przerwy na lunch. Mają być miłe, sycące, sympatyczne i niezobowiązujące. Owszem, gdzieś w tle kołacze się jeszcze tradycja, ale z roku na rok opracowujemy ją w sposób coraz bardziej plastikowy i bezosobowy. Co więcej, wydaje się, że globalnie rzecz ujmując, jest to proces w dużej mierze nieodwracalny.
Na to wszystko przychodzi Słowo. Jest jak światło pośród ciemności, jak życie objawiające się pośród tego, co martwe i zamknięte w granicach doczesności. Przychodzi do świata, który wyszedł z Jego tchnienia, i do człowieka, który jest Jego dziełem. Staje się ciałem – częścią stworzenia, z którym dzieli jego los i dzieje. To zawsze pozostanie tajemnicą niepojętej hojności Boga – Jego ogołocenie, uniżenie, wcielenie, narodzenie; wszystko, co bierze swój początek w tych tajemnicach i odzwierciedla się także w naszej indywidualnej historii. Czy tego chcemy, czy nie, dzielimy ją z Bogiem – jesteśmy bowiem Jego dziełem, przez Niego stworzeni i odkupieni. Ale czy również zbawieni? Z pewnością taki jest zamysł Boga. Prolog Janowy mówi, że Słowo tym, którzy je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi – tymi, którzy z Boga się narodzili (J 1,13-13). W tym właśnie, paradoksalnie, streszcza się cała tajemnica tych świąt: Bóg rodzi się z człowieka, aby człowiek mógł narodzić się z Boga. Nie doprowadzą do tego jednak komercja i tradycja, miła atmosfera i funkcjonalne ułatwienia. To kwestia wiary w Jego imię, które ogłasza, że Bóg zbawia, i decyzja umieszczenia tej prawdy w centrum swego istnienia. Niestety, czasu zyskanego przez fakt, że wszystko możemy zamówić, zlecić i zakupić, nie wykorzystujemy w ten sposób. Raczej pozwalamy, aby ukradł go nam wszechobecny pęd życia i rytm codzienności, któremu ulegamy jakby automatycznie, bez świadomości tego, że można inaczej.
Słowo przyszło do swoich, ale swoi Go nie przyjęli. Czy to zarzut? Nie, raczej wezwanie. Jeśli cokolwiek cennego możemy temu światu ofiarować, to właśnie nasz dar przyjaźni ze Słowem. Jestem przekonany, że dokładnie tego daru świat potrzebuje dziś najbardziej. W Polsce nadchodzi czas chrześcijaństwa niemasowego, pozbawionego blichtru, spektakularności i tryumfalnego myślenia o społecznej hegemonii. Czas chrześcijan świadomych siebie i własnej tożsamości, żyjących w głębokiej więzi z Bogiem i rozsiewających wokół siebie blask i zapach tej zażyłości. Nowo narodzone Słowo nie przez wszystkich jest odrzucone. Są i tacy, którzy je przyjęli, i ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, lecz z Boga się narodzili (J 1,13). Ufam głęboko, że w najbliższych latach w Kościele nad Wisłą będzie ich coraz więcej.
Aleksander Bańka